Przedwojenny smak Lublina
Nie ma już dziś ulicy Jatecznej w Lublinie, żydowskich kramów czy synagogi Maharszala, dorożek na ulicach miasta. Tamtego Lublina już nie ma.

Jego ślady możemy odnaleźć jedynie na archiwalnych fotografiach i we wspomnieniach Wacława Gralewskiego, Konrada Bielskiego, Mirosława Dereckiego czy też innych osób z kręgu lubelskiej bohemy.
Jaki był smak przedwojennego Lublina?
Przedwojenny Lublin miał eleganckie restauracje, w których bywała Hanka Ordonówna, Juliusz Osterwa czy Helena Modrzejewska. Podawano tam ryby, kawior i likiery hrabiego Tarnowskiego z Dzikowa.
„Victoria" i „Europa”
W okresie przedwojennym w mieście były dwa luksusowe hotele: „Victoria" i „Europa”.

Hotel "Victoria" powstał w 1875 r. na działce na rogu Krakowskiego Przedmieścia i ul. Kapucyńskiej. Zaprojektował go Józef Orłowski. Był to budynek trójkondygnacyjny, ośmioosiowy z charakterystycznym wyokrągleniem naroża i fasadą pokrytą eklektyczną dekoracją. Nad wejściem znajdowało się ozdobne zadaszenie, a nad nim balkon. W hotelu gościła między innymi Helena Modrzejewska, a w 1918 r. z balkonu hotelu przemawiał Józef Piłsudski. W budynku tym działała także restauracja.

„Europa” miała stałych bywalców. Rekrutowali się oni nie tylko ze sfer ziemiańskich, zjeżdżających do Lublina w interesach lub w czasie karnawału, ale również – spośród przedstawicieli miejscowej socjety handlowej, przemysłowej, urzędniczej i artystycznej. Lokal był otwarty do wczesnych godzin rannych i to jeszcze zwiększało jego atrakcyjność. (…) A na dodatek, w pobliżu restauracji znajdowało się najelegantsze lubelskie kino „Corso”. Po ostatnim wieczornym seansie wielu miłośników X Muzy wstępowało do „Europy” na późną kolację - wspominał Mirosław Derecki.

„Pod Strzechą”
Pod koniec ubiegłego wieku w Lublinie, w oficynie domu przy ulicy Krakowskie Przedmieście 32 otwarto jedną z najbardziej eleganckich restauracji. Nosiła ona nazwę „Alhambra”. Jak wspominał Mirosław Derecki: „do lokalu wchodziło się od podwórka, po kamiennych schodach na rodzaj ganeczku, oświetlonego dwiema kutymi w żelazie, secesyjnymi latarniami. Stąd wiodły do wnętrza wysokie, dwuskrzydłowe przeszklone drzwi. Wielka sala jadalna, której sufit podpierał stojący na środku masywny, czworograniasty filar, zajmowała cały parter budynku. W głębi sali znajdowała się niewielka scena, na której odbywały się występy artystyczne”.
W okresie międzywojennym restauracja zmieniła szyld na: „Pod Strzechą”. Zmienił się także jej charakter. Lokal odwiedzali głównie mężczyźni, kawalerowie lub ojcowie rodzin spragnieni towarzystwa pań o mniej kryształowych zasadach niż ich małżonki lub narzeczone.
„Radzymiński”
Przed wojną w gmachu dawnej Kasy Przemysłowców Lubelskich przy Krakowskim Przedmieściu 56, Walenty Józef Radzymiński prowadził sklep delikatesowy oraz „pokoje śniadaniowe” znane z doskonałej kuchni, z czasem zamienione w restaurację z dancingiem. Radzymiński słynął z najlepszej w Lublinie piwniczki i doskonałej kuchni. „Właściwie był to duży sklep kolonialny. Z tyłu na parterze i pięterku znajdowały się pokoje śniadaniowe” – pisał Józef Łobodowski.

„Toteż do Radzymina garneli się chętnie i politycy wszelkich odcieni i także neutralne smakosze: adwokaci i sędziowie wpadli na bigosik w przerwach spraw; lekarze spożywali flaczki między jedną wizytą a drugą – mnóstwo ludzi, właściwie cała inteligencja lubelska” – wspominał Konrad Bielski.
Ówcześnie tak śpiewano:
Przy śniadaniu i kolacji
już o każdej wiem sensacji
o dymisji, nominacji
i wyborach miejskich rad.
Więc nie obce mi tajniki
są lubelskiej polityki
u mnie siedzą , u mnie jedzą,
u mnie radzą szereg lat.
W Radzyminie, w Radzyminie
polityki sens poznaje
już po minie.
Kto z kim siedzi,
kto co płaci i co je,
i jakie skutki są tej wódki –
już się wie.
Mirosław Derecki wspominał: Chętnie odwiedzane tzw. pokoje śniadaniowe, prowadzone przez znakomitego restauratora i kupca delikatesowego Walentego Józefa Radzymińskiego w niedalekim gmachu Kasy Przemysłowców Lubelskich, były zamykane już (!) o godzinie dziesiątej wieczorem. Tamtejsi biesiadnicy przenosili się więc zazwyczaj na dalszy ciąg ucztowania – właśnie do „Europy”.
Jednak progu „Europy” i „Victorii” nigdy nie przekroczył mieszkaniec peryferii, z kolei bywalec tych lokali nawet nie zbłądził do tamtych restauracji, które pogardliwie nazywano spelunami – napisał we wspomnieniach Bielski. My młodzi i ciekawi życia, czasem się tam zapuszczaliśmy, ale zawsze tej wyprawie towarzyszył pewien dreszczyk emocji i posmak egzotyki. Każda dzielnica miała swoje osobliwości, innych ludzi, inne sklepy, domy i knajpy.
Przedwojenny Lublin miał swoje zaklęte rewiry.

„U Bolszewika”
Przed wojną, na ulicy Lubartowskiej pod numerem 10, mieścił się lokal pod nazwą „U Bolszewika”. Można tam było wypić mocną „pejsachówkę” i piwo. Właściciel lokalu wpadł na pomysł zwiększenia spożycia piwa i podawał klientom gratis talerzyk gotowanego „Jaśka”. Groch był mocno solony, wzmagał pragnienie, goście zamawiali więc jedno piwo za drugim, pisze Waldemar Sulisz.

„Pod czternastoma cyckami”
Restauracja mieściła się przy ulicy Kościuszki 7 w Lublinie i była własnością siedmiu sióstr. Dlatego zwano ją dość obcesowo „Pod czternastoma cyckami”. Specjalnością szefa kuchni był podawany tam sznycel lubelski – „po męsku”, czyli nie z jednym, ale z dwoma jajami sadzonymi. O innej knajpie podobnie nazywanej i kojarzonej wspomina Wacław Gralewski: Wkrótce znaleźliśmy się w małej restauracyjce zwanej w sferach konsumentów „Pod trzynastoma cyckami”. Mała niezgodność co do liczby cycków, ale tak właśnie jest w cytatach.
Ta trochę ekscentryczna i nieoficjalna nazwa popularnego zakładu gastronomicznego wynikała z faktu, że właścicielkami było siedem sióstr. Jedna z nich miała jedną pierś i to było źródłem nazwy. Restauracyjka mieszcząca się przy ulicy Narutowicza miała tę zaletę, że czynna była przez całą dobę. Siostry dyżurowały na zmianę, wyręczając często personel kelnerski i kucharza. Specjalnością zakładu były faszerowane ryby i potrawy z ptasich podrobów. Jeśli więc wierzyć autorom, nazwę tę należy uznać za bardzo nośną.
Teatr NN, Archiwum Programu Historia Mówiona, Bogdan Stanisław Pazur, Życie toczyło się na ulicy, Lublin 1998
Henryk Gawarecki, O dawnym Lublinie, Lublin 1974
Mirosław Derecki, Weekend wspomnień, Lublin 1998
Konrad Bielski, Most nad czasem, Lublin 1963
Julia Hartwig, Lubelskie ulice i podwórka, w: Zaułek Hartwigów, Lublin 2006
Józef Łobodowski, Czerwona wiosna, Londyn 1965
Wacław Gralewski, Stalowa tęcza, Warszawa 1968
Ilustrowany przewodnik po Lublinie, Lublin 1931
Waldemar Sulisz, Lublin i regin. Przewodnik kulinarny, Lublin 2018