„Za nami jest prawo”. Ze wspomnień prokuratora stanu wojennego Ryszarda Wojcieszka

stan_wojenny_gen-wojciech-jaruzelski_fot-rrs24-net
Stan wojenny gen. Wojciech Jaruzelski_Fot.RRS24.net.jpg

„Za nami jest prawo”. Ze wspomnień prokuratora stanu wojennego Ryszarda Wojcieszka

Elżbieta Romanowska 12.12.2021

40. rocznica wprowadzenia stanu wojennego budzi wspomnienia, refleksje. Ryszard Wojcieszek był prokuratorem w Prokuraturze Wojewódzkiej w Szczecinie. Po wprowadzeniu stanu wojennego odszedł z pracy. W latach osiemdziesiątych bezskutecznie starał się o przyjęcie do adwokatury. Tak wspomina wprowadzenie stanu wojennego w prokuraturze PRL.

Grudzień 1981 r. (od dwunastego)
Za nami jest prawo

Za trzy dni miało się odbyć posiedzenie Sejmu. Porządek przewidywał rozpatrzenie wniosku klubu PZPR o specjalne uprawnienia dla rządu. Czy ustawa taka miała szansę być uchwalona?
Przed wieczorem sypnął śnieg. Komunikacja, jak to zwykle w takich sytuacjach szwankowała. Dość długo jechałem ze Śródmieścia na Pogodno (dzielnica Szczecina), do Karasiów (Maria i Józef Karasiowie, szczecińscy adwokaci). U Józków, w nastroju prawie już świątecznym wypiliśmy trochę kartkowej gorzałki i pod dobrą datą wróciłem do firmy. Od listopada 1980 r. pracowałem w Prokuraturze Wojewódzkiej w Szczecinie i budynku tejże zajmowałem pokój służbowy. Zasnąłem przy włączonym radiu. Lekka suchość gardła obudziła mnie przed szóstą. Spiker mówił akurat, że 13 grudnia jest datą dla Polski szczególną.

Obwieszczenie Rady Państwa o wprowadzeniu stanu wojennego, 13 grudzień 1981 r. Fot. Wikipedia Commons - domena publiczna

Mazurek nadawany o tak dziwnej porze wzmógł moją czujność, a głos Jaruzela skłonił do zmiany pozycji na siedzącą. Kiedy ten facet w okularach, ponoć pożyczonych od Pinocheta, powiedział, chyba dosłownie, że „dziś w nocy ukonstytuowała się Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego”, zrozumiałem historyczność tego dnia. Zapaliłem papierosa i słuchałem dalej. Władza przystępowała do zaprowadzenia porządku, a mnie jako trybikowi w tej maszynce, już ktoś na pewno przygotował zadania.

O siódmej nadal mazurki. Umyłem się i poszedłem do Grzegorza Jankowskiego, prokuratora Prokuratury Rejonowej w Szczecinie, który mieszkał przez ścianę. Powiedziałem, co podają w radio i wróciłem do siebie. Około 11.00 zostałem wezwany do Stanisława Kolarza, prokuratora wojewódzkiego. Byli już tam: Kazimierz Szymocha i Stanisław Baniak, zastępcy Kolarza, Maciej Tomaszewski, szef Prokuratury Rejonowej w Szczecinie, Wiśniewski, Maciej Andrecki, prokurator z Wydziału Śledczego Prokuratury Wojewódzkiej w Szczecinie, który był jednocześnie I sekretarzem Podstawowej Organizacji Partyjnej przy Prokuraturze Wojewódzkiej w Szczecinie, ja (Ryszard Wojcieszek) byłem II sekretarzem. Po jakimś czasie przyszedł prokurator Mieczysław Krupka, także z Wydziału Śledczego.

Siedziba prokuratury przy ul. Stoisława 6 w Szczecinie, źródło: szczecin.wyborcza.pl Fot. Cezary Aszkiełowicz

Narada u wojewódzkiego była nijaka i po krótkich rozmowach o niczym zakończyła się bez żadnych wniosków. Widać, że moi szefowie są tak samo mądrzy jak ja. Wyszedłem obejrzeć miasto. Po około dwóch godzinach wróciłem. U Kolarza trwało już czytanie dekretów. Były trzy: o stanie wojennym, trybach szczególnych i o zmianie właściwości sądów.
Co to jest? – spytałem, kiedy wziąłem do ręki powielaczowy druk z wykropkowanymi miejscami na datę i numer dziennika ustaw. – Rewolucyjne prawo – w odpowiedzi ktoś zażartował.
Włosy stawały dęba! Praktycznie za każde przestępstwo można wymierzyć 3 lata mamra. Internowanie, nowy rodzaj aresztu, a może i pozbawienia wolności, oddane w ręce milicji. Żadnych środków odwoławczych! Nowe typy przestępstw z zagrożeniem aż do kary śmierci!

Stan wojenny w Szczecinie, grudzień 1981 r. Fot. PAP/J.Undro

W telewizji wojsko. Spikerzy w mundurach, beznamiętnie obwieszczają czego nie wolno. Koledzy są spięci. Mimo tylu uwag, które cisną się na usta, nie rozmawiamy. Pod wieczór do wojewódzkiej przychodzi Marczewski, szef prokuratury z Gryfina. Pytam o Olka (Aleksander Migalski, szef podregionu „Solidarności” w Gryfinie). Na szczęście nie został internowany. Marczewski z wyraźnym zadowoleniem oznajmia, że ujęto braci Jana i Mirosława Witkowskich (założyciele Wolnych Związków Zawodowych w Dolnej Odrze).

Po Marczewskim widać, że odżył. Dla niego „Solidarność” zawsze była kontrrewolucyjna. Zresztą nie ukrywał swego do niej stosunku. Myślę, że teraz ponownie przeżywa swoją milicyjną młodość, bo pod swoją nieodłączną „skórą” chowa „tetetkę”. Oznajmia, że wraca do Gryfina i nocuje w prokuraturze. „Bardzo dobrze, że ujęto Jana Rulewskiego – mówi – bo ten mógłby być groźny na wolności”. W słowo wpada mu Baniak: „Oczywiście, że to s…, ale Zbigniew Bujak jako mądrzejszy, jest bardziej niebezpieczny, a jego nie posadzono”.
Przewrotność Baniaka i jego koniunkturalizm są obrzydliwe. I choć już tyle razy stwierdzałem, że jest on zdolny bez skrupułów na czarne mówić białe, to jednak teraz znowu mnie zaskoczył. Bo komuż on się chce przypodobać? Patrzę na niego z niemym wyrzutem i widzę tę zaczerwienioną twarzyczkę, pochyloną nad talerzem zupy w milicyjnym kasynie, szepczącą konfedencjonalnie: ”Tak, tak panie Rysiu, ten beton trzeba wzruszyć”.

Baniaka poznałem w czasie praktyki studenckiej w prokuraturze w Gryfinie, gdzie był szefem. Zrobił na mnie duże wrażenie swoją naprawdę gruntowną wiedzą i zaangażowaniem w pracy. Zresztą tych cech odmówić mu w żadnym razie nie można. Za tym wszystkim kryła się jednak chorobliwa ambicja. Nie pamiętam już, która z koleżanek mówiąc o nim stwierdziła: „Mali faceci nie powinni awansować, bo kompleks jaki w nich drzemie, zawsze może ich popchnąć do największego świństwa, byle byłoby szczeblem do kariery”.

Wracam do siebie i próbuję poskładać myśli. Co właściwie się stało i dlaczego? W jaki sposób stan wojenny wpłynie na losy Polski i nasze? Co jeszcze oznacza słowo „socjalizm”? Czyż ta nasza „bida”, wyrzeczenia już kilku pokoleń, rozwalona gospodarka, kartki i kolejki są jeszcze socjalistyczne? Czy może są to immanentne cechy tego systemu? A czy teraz możliwe jest budowanie nowego, przy jednoczesnym tłamszeniu wolności?

Pierwsze dni stanu wojennego w Szczecinie. Okolice stoczni źródło: szczecin.wyborcza.pl Fot. Zbigniew Wróblewski

Strajki

Po pracy idziemy z Grzesiem pod „Warskiego” (stocznia szczecińska im. Adolfa Warskiego). Przed bramą główną kilkuosobowy tłum. Pomiędzy nami, stoczniowcy odziani w fufajki. Przy tablicy wkopany w ziemię krzyż. Nad nim, na murze, szereg ludzi w kaskach i roboczych ubraniach. Na ziemi płonące świece. Dziwnie podniosły obraz. Zupełnie nie wiem dlaczego, ale czuje jakbym patrzył na prawdziwą, ostatnia wieczerzę.
Przez głośniki odczytywana jest odezwa do milicjantów i komunikat, że w „Leninie” (stocznia gdańska im. Lenina) powstał Ogólnopolski Komitet Strajkowy. Podają także, że w Szczecińskiem strajkuje kilkadziesiąt zakładów. Mimo wiec grudniowego mrozu wieje optymizmem. Wydaje się, że Polska staje.

Kiedy wracam na swoją kwaterę dopadają mnie czarne myśli. Dlaczego ja stoję po przeciwnej stronie tego muru? Czy naprawdę muszę tych ludzi aresztować? Czy nie znajdę w sobie tyle odwagi, by rzucić to wszystko w diabły i pójść do stoczni? Siedzę w tym swoim zielonkawo-brudnym pokoju i dojrzewam do wejścia w tę, nie tylko symboliczną bramę… Nie ma we mnie krzty przekonania dla skompromitowanej do cna władzy!

Przychodzi Grzesio (Grzegorz Jankowski). Mówię mu nad czym rozmyślałem. On myśli o tym samym. Około 20.00 przychodzi Cony (Jerzy Konwisarz, szczeciński adwokat) Siedzimy we trójkę do trzeciej. Debatujemy. Marzy nam się choć jeden sprawiedliwy, tam na górze, który nagle powie: NIE! Dobrze po północy od strony Dworca Głównego, docierają jakieś szumy. Czyżby brano stocznię siłą?

Mocno niewyspany wstaję około 6.00 idąc do kuchni spotykam Wiśniewskiego, który szeptem mówi: „Wygraliśmy, stocznia wzięta”. Boże! Kto wygrał i kogo wzięto? Powinienem go trzasnąć w tę nalaną gębę. Odchodzę jednak nic nie mówiąc. Budzę Grzesia i mówię, co się stało. Łzy mamy w oczach. To przecież koniec.

Stan wojenny w Szczecinie, grudzień 1981 r. Fot. PAP/CAF/J.Undro

Zarzuty, przesłuchania, aresztowania…

O ósmej narada u Szymochy. Komunikuje, że w czasie likwidacji strajku zatrzymano około 30 osób, które organizowały i kierowały strajkiem. My, to znaczy Wydział Śledczy (Prokuratury Wojewódzkiej w Szczecinie) oraz prokurator Jóźwiakowa, mamy tym ludziom przedstawić zarzuty, przesłuchać i ewentualnie aresztować.
Jaki okropny tchórz we mnie siedzi! Teraz właśnie mam okazję, aby powiedzieć całą prawdę, o czym myślę od kilkudziesięciu godzin, a mimo to milczę. Udział Jóźwiakowej, prokuratora z Wydziału Przestrzegania Prawa, jest dla mnie zaskoczeniem. Że nasz wydział, to – można powiedzieć – jest naturalne, ale ta kobieta? Sądzę, że ona jedna z naszej grupy jest przekonana o słuszności wypowiedzenia tej wojny i traktuje swój udział jako misję. Może chce nam dać przykład, jak w sytuacji zagrożenia dla państwa winien zachować się prokurator? Może będzie chciała zmierzyć się z ludźmi ze stoczni na poglądy? Czy tę pięćdziesięcioletnią komunistkę może podniecać polemika kata z ofiarą? A może ona jest tylko prawą ręką Kolarza i ma nad nami sprawować super nadzór.

Budynek Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej i Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Szczecienie Fot. Elżbieta Romanowska

Do Komendy jadę z Szymochą i Krupą. Mówię im gdzie wczoraj byłem i co mi się roiło. Szymocha odpowiada, że musimy być spokojni, że przecież nic co mamy zrobić nie jest przesądzone. ”Cóż by dało, że pan by odszedł, jeśli na pana miejsce przyjdzie jakiś drań i ten gest niczego na lepsze nie zmieni”.

W Komendzie Wojewódzkiej analizujemy dokumenty znalezione w stoczni i przy zatrzymanych. Z trzydziestki eliminujemy trzynastu. Siedemnastu, których nazwiska widnieją w strajkowej „Jedności”, na odręcznych zapiskach i na kartce ze składem Komitetu Strajkowego, będziemy przesłuchiwać. Ja będę przesłuchiwać Mieczysława Ustasiaka, Ryszarda Landasa, Halinę Gaińską i Leona Okińczyca. Ustasiak jest wiceprzewodniczącym Zarządu Regionu i przewodniczącym Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego. Siada na krześle przed biurkiem, jest spięty. Ja zresztą też. Odczytuję postanowienie o wszczęciu śledztwa w trybie doraźnym i pouczam o prawie zaskarżenia trybu. Odczytuje postanowienie o przedstawieniu zarzutów i oświadczam, że nie musi składać wyjaśnień. Ustasiak mówi, że wyjaśnienia może składać, ale dopiero po konsultacji z obrońcą i w jego obecności.

Przesłuchanie skończone. Idę do Szymochy i relacjonuję jego przebieg. Kiedy mówię o wniosku dotyczącym udziału obrońcy, przerywa mi Jerzy Rzymowski, naczelnik wydziału Śledczego SB KWMO w Szczecinie: „On będzie miał obrońcę z urzędu…”, patrzę zdziwiony na tego starego ubeka, a on już dodaje: ”bezpieczeństwa” i wybucha śmiechem. Nikt nie podziela jego wisielczej wesołości.

Landas pracuje jako mistrz na szczecińskiej politechnice. Kiedy odczytuje postanowienia, nawet nie rzuca na mnie wzrokiem. Krótko odmawia wszelkiej rozmowy. Jako następną doprowadzają Halinę Gaińską, nauczycielkę historii, szefową „Solidarności” szczecińskiej oświaty. Ona chce zeznawać. Mówi dużo, stara się jednak nie wymieniać nazwisk. Jest absolutnie przekonana o słuszności strajku jako odpowiedzi na nielegalny stan wyjątkowy.

Idę do Szymochy i mówię, że zarzut wobec Gaińskiej nie ma żadnych podstaw. Rzymowski i jego zastępca, Żmijewski, rzucają się na mnie jak wściekłe burki. „Jeśli nie ją, to kogo?” „ Nie wiem kogo, ale na pewno nie ją” –odpowiadam jak umiem najspokojniej, ale Szymocha daje mi do zrozumienia, aby skończyć tę kłótnię. Kiedy po chwili idziemy na kolacje, Szymocha mówi, aby w żadnym razie nie podejmować rozmów z bezpieką. Decyzje odkłada do jutra i ma nadzieję przekonać Kolarza o konieczności zwolnienia tych, przeciw którym nie będzie dowodów.

Jako ostatniego przesłuchuję Okińczyca. Wybrałem go celowo, ponieważ pochodzi z gryfińskiego, pracuje w KPGR Gardno. Jestem ciekaw, czy znam tego człowieka. Wprowadzają Okińczyca. Widzę go po raz pierwszy. Okińczyc wysłuchuje spokojnie zarzutów. Nie czuje się winny. Do Szczecina przyjechał w poniedziałek, bo był ciekaw, co jest z ZR. Tu spotkał znajomego, od którego dowiedział się, że ci, którzy uniknęli aresztowań, poszli do stoczni. Poszedł więc i on.

Prokuratorzy z „Solidarności”

Od Szymochy dowiaduję się, że przyjechał ktoś z Prokuratury Generalnej, aby rozmawiać z członkami prokuratorskiej „Solidarności”. Żadnych szczegółów jednak nie zna, poza tym, że kilka osób postanowiło zrezygnować ze służby. Pomyślałem o spotkaniu z nimi i poczułem się jak sprzedawczyk.

Szymocha opowiada, że w czasie, gdy byliśmy zajęci przesłuchaniami przyjechał Kolarz. Był zdania, że siedemnastu należy aresztować. Kiedy od Szymochy usłyszał, że niektóre zarzuty nie mają żadnego udokumentowania, że w takich czasach emocje należy odrzucić. Pytam, co w takim razie robić z dowodami, a raczej ich brakiem?

W prokuraturze dowiaduję się, że Kolarz jest u siebie. Idę do niego, bo czuję się w obowiązku porozmawiać o prokuratorach z „Solidarności”. U wojewódzkiego jest Wiśniewski. Słuchają nagrania z wystąpienia Andrzeja Milczanowskiego. Chwilę czekam i mówię, że skończyliśmy przesłuchania. Pytam co z członkami „Solidarności”. Kolarz jest w dziwnie dobrym nastroju. Mówi, że przedstawiciel prokuratury generalnej przywiózł do podpisania deklaracje, w których przypomina się treść ślubowania. Jest w nich także zobowiązanie do stosowania przepisów o stanie wojennym oraz akapit potępiający uchwały z Radomia i Gdańska. Kazimierz Maczewski, Grzegorz Janowski, Marcin Sobecki, Michał Sklepik, Jerzy Pająk i Tomasz Hofman odmówili podpisów, a to spowodowało, że zaproponowano im odejście z prokuratury. Wszyscy napisali rezygnację ze służby.
Pytam, czy jest gwarancja, że te wnioski zostaną zaakceptowane, a zachowanie członków „Solidarności” nie będzie oceniane jako naruszenie godności prokuratorskiej i urzędu. Kolarz odpowiada, że moje obawy są bezpodstawne, a Wiśniewski sili się na porównanie tych chłopców do lekarza, który odmawia wbrew przysiędze, leczenia chorego.

Kolarz daje mi do zrozumienia, że jest zajęty, więc mówię na odchodnym, że nie chciałbym doczekać chwili, w której okaże się, że to co robimy jest kolejnym błędem i wypaczeniem. Wojewódzki kładzie przede mną ksero dekretów i mówi z naciskiem : „Za nami jest prawo, które my tylko stosujemy”.

Rezygnacja ze służby

Idąc na górę myślę, ileż to razy błądziło prawo, wskazując drogę do miejsc, z których nie było żadnych powrotów. Cały czas wraca pytanie: Co powinienem? Co ja kiedyś powiem córce? Co powiem za ileś lat sobie? Co ja robię między ludźmi, którzy inaczej pojmują rzeczywistość? Widzę na biurku Rzymowskiego plakat „Kontrrewolucja nie przejdzie” i wierzę, że z takimi ludźmi, w tym kraju nic nie przejdzie!

Do firmy wracam około 14:00. Ktoś mówi, że mam pójść do Szymochy. Od niego dowiaduję się, że w WUTEH-u był strajk, że wieczorem będę musiał przesłuchać i prawdopodobnie aresztować szefa tej akcji. Idę do siebie i wiem, że jeśli teraz ulegnę, oznaczać to będzie koniec. Wciągnie mnie tchórzostwo i bagno broniącej się ekipy. Postanawiam napisać wniosek o zwolnienie. W tym czasie dzwoni Szymocha i komunikuje, że przesłuchiwał będę dopiero jutro.

Postanawiam pójść do miasta i gdzieś w spokoju, może z kimś, przemyśleć wszystko. (…) Siedzimy w „Jubilatce” i tłuczemy te prokuratorskie problemy. Nie dostrzegamy światełka w tunelu, a przyszłość naszego pracodawcy jawi nam się jeszcze ciemniej niż przeszłość, jaką u niego spędziliśmy. Czujemy, że do głosu dojdą jeszcze bardziej ulegli i posłuszni. Ci „niezłomni’ zawsze i na każdą okazję. Opuszczamy „Jubilatkę” aby zdążyć na dziennik, który przynosi wstrząsającą wiadomość o zabitych w kopalni „Wujek”. Kiedy słucham, wiem ostatecznie, że moja granica została złamana.

Stan wojenny w Szczecinie, grudzień 1981 r. Fot.SE/Forum

W firmie krótko rozmawiam z Grzesiem, a potem piszę rezygnację. Około 7:30 schodzę do Szymochy. Uważam, że jemu pierwszemu powinienem zakomunikować, co postanowiłem. Kiedy mówię mu o tym, przerywa mi oświadczając: „Tego aresztu pan nie zastosuje. Postanowiłem tak jeszcze wczoraj, nie z uwagi na pana zamiary”. Mówię mu, że to już bez znaczenia, bo nie wierzę w słuszność sprawy.

U siebie jeszcze raz czytam te dwie strony motywów. Myślę o minionych dziewięciu latach. O swoich nadziejach, sukcesach, błędach. Długo byłem prawie zauroczony tą praca, tym ciągłym zmaganiem się z prawdą i o prawdę. Poznawaniem ludzi. Barierami, które nie pozwalały dociec do sedna, bo często było coś nieprzewidywalnego. Czuje tę gorączkę pierwszych dni śledztwa, sądowe emocje. Kiedy powiewy „Sierpnia” zaczęły docierać do prokuratury , przez krótki czas miałem nadzieję, że w tych leninowskich strukturach można coś zmienić. Szybko się jednak okazało, że zmiany kończą się na rozmowach, z których nic nie wynikało”.

Idę do Kolarza i kładę na biurku zwolnienie. On czyta. Potem trwa kilkuminutowa cisza, którą wojewódzki przerywa mówiąc: „Daję panu urlop i niech pan jedzie do rodziców”. Napięcie przechodzi w zdziwienie. Mówię, że nie ubiegam się o urlop, że takie załatwienie sprawy nie ma sensu. Ciągnę dalej, że tu pracować nie mogę i nie chcę, bo nie wierzę w kontrrewolucję i dobre intencje Jaruzelskiego. Kolarz mi nie przerywa, wiec mówię co myślę o prokuraturze, jej do cna biurokratycznych mechanizmach, przeciętniakach, którzy tu także znajdują cichą przystań. Wyrzucam z siebie słowa o skandalicznym zachowaniu bezpieki, o ich zapalczywości i widocznej gołym okiem chęci odwetu. Kolarz sapie. Po chwili wstaje, pochyla się nade mną i mówi, że prokuratura potrzebuje ludzi ideowych, krytycznie patrzących na rzeczywistość. „Solidarność” odrodzi się jako związek robotniczy, bez obcych naszemu ustrojowi doradców. Od nas, prokuratorów będzie zaś zależało co będziemy robić i jak sprawy z dekretu się potoczą. Odpowiadam, że miło mi to słyszeć, ale nie wierzę, aby prokuratura mogła być czymś innym niż narzędziem. A na taką rolę ja się nie godzę. Kolarz przerywa mi i mówi coś o moim tchórzostwie, nieodpowiedzialności, ale ja wzruszam tylko ramionami i proszę, aby te oceny pozostawił dla siebie albo zapisał je w mojej opinii. Zapada cisza. Po chwili Kolarz oświadcza, że mój wniosek otrzyma odpowiedni bieg.

Nigdy nie byłem zwolennikiem radykalnych środków. Teraz jednak zadaję sobie pytanie, czy ludzie tego pokroju, ci różni orędownicy nowego, sekretarze, dyrektorzy przymuszający ludzi do zapierania się przeszłości, ci nadgorliwi pułkownicy, prokuratorzy, sędziowie, wściekli milicjanci, nędzne kreatury z gazet, telewizyjnego okienka będą kiedyś odpowiadali za swoje słowa i uczynki.

Sejm zatwierdza stan wojenny. Partia stwierdza na swoim plenum, że kontrrewolucja została zdławiona. Gremium było zgodne, a trzech niezgodnych wyprowadzono. Ja wyprowadzam się sam i oddaję legitymację.

Szpaler zomowców na ul. Matejki w Szczecinie, źródło: szczecin.wyborcza.pl

Andrecki pokazuje mi podpisany przez Kolarza dokument na temat sytuacji kadrowej w prokuraturze szczecińskiej. Wg autora (może autorów) „Solidarność” powstała w prokuraturze w wyniku ewidentnej inspiracji Zarządu Regionu. To nie przyczyny wewnętrzne skłoniły młodych ludzi do zawiązania związku lecz starzy polityczni wyjadacze, byli prokuratorzy, otumanili tę niezdolną do samodzielnego myślenia młodzież. Omawiane są rozmowy, jakie prowadzono z członkami „Solidarności” po pierwszej turze zjazdu związku. Wynika z tego wprost, że w zamiarze było zwolnienie członków „Solidarności” z prokuratury. Nie uczyniono tego w związku z protestami „niektórych środowisk”, które już same rozmowy uznały za bezprawne. Dalej jest mowa o „rozwiązaniu stosunku służbowego” z niektórymi prokuratorami po wprowadzeniu stanu wojennego. Ani cienia chociażby pobieżnej analizy postaw tych ludzi, którzy powiedzieli „do widzenia’. Ot, po prostu „jednostki słabe psychicznie”.

I ten facet [Kolarz] mnie przekonywał, że wszystko zależy od nas, że tam potrzebni są ludzie ideowi! Tam są potrzebne kukły, które widzą to, co im jest wygodne. Póki kadrowo ta instytucja nie zostanie przeorana, żadna odnowa niczego nie jest w niej zmienić!

Dowody proszę bardzo:
Michała Sklepika, prokuratora z Prokuratury Rejonowej w Szczecinie, jego Podstawowa Organizacja Partyjna, więc w większości jego koledzy, usuwają z partii z ustnym uzasadnieniem Tomaszewskiego: „Tacy jak on chcieli w prokuraturze zgotować krwawą łaźnię”. Facet nawet nie wysilił się aby wymyślić jakiś oryginalny zarzut,

Pokój i biurko Hofmana, prokuratora z Prokuratury Rejonowej w Stargardzie Szczecińskim, w momencie opuszczania prokuratury w Stargardzie, są starannie przeszukiwane przez zastępcę rejonowego, który mówi, że robi to na polecenie Kolasińskiego aby dopilnować „czy coś kompromitującego nie zostało”. Boicie się panowie, czy coś kompromitującego nie zostało. Oj zostało, ale tym czymś, jesteście właśnie Wy!

Do Wandy Wołek, prokuratora z Wydziału Śledczego Prokuratury Wojewódzkiej w Szczecinie wpłynęło z Zakładu Karnego w Goleniowe pismo byłego milicjanta, Sadłowskiego, internowanego po 13 grudnia, w którym prosi on Wandę o osobiste przybycie, aby złożyć doniesienie o przestępstwach popełnionych przez kierownictwo komendy miasta. Wanda nie otrzymuje zgody na wyjazd, a doniesienie ma odebrać – oczywiście – milicja…Po kilku dniach milicja informuje, że Sadłowski – co było do przewidzenia – nie chce z nimi rozmawiać. Kolarz poleca więcej sprawą się nie zajmować.

Demonstracja na ul. Ku Słońcu w stanie wojennym. Fot. ipn.gov.pl/Sławomir Borek

Nazajutrz, kiedy stocznia świeciła pustakami, dzielni rycerze z ZOMO zdobywali z rozmachem pusty obiekt, fortece kontrrewolucji. Szukali zapewne broni potrzebnej do „Wiadomości Szczecińskich”, w których ukazał się artykuł „Komu chciano zgotować krwawą łaźnię”. Jakże piękna stylistyka uwieńczyła wypociny dziennikarzyny.

Jak wynika z dokumentów źródłowych do dnia 1 lutego 1982 r. w resorcie sprawiedliwości przeprowadzono rozmowy z 7274 członkami NSZZ „Solidarność”, wśród których 129 osób było sędziami sądów wojewódzkich, 660 sędziami sądów rejonowych, 140 notariuszami, 71 asesorami i 49 aplikantami. W wyniku tych rozmów z NSZZ „Solidarność” wystąpiło 6 778 osób, w tym 86 sędziów sądów wojewódzkich, 535 sędziów sądów rejonowych, 130 notariuszy, 60 asesorów i 44 aplikantów. Wśród 26 prokuratorów zwolnionych w okresie stanu wojennego, 15–tu było członkami NSZZ „Solidarność”, 3 z nich zwolnionych zostało z urzędu, natomiast 12 – tu na własną prośbę.



Opracowano na podstawie

  • R. Wojcieszak, Prokuratorzy stanu wojennego, „Morze i Ziemia” 992, nr 1(474)
    A. Hercog, „Solidarność w Prokuraturze PRL w latach 1980-1981, „Prokuratura i prawo”2015, nr 12

Strona do prawidłowego działania używa cookies Więcej informacji

Informacja prawna: Ustawienia plików cookie na tej stronie internetowej są ustawione na "zezwalaj na pliki cookie", aby zapewnić Ci jak najlepsze wrażenia z przeglądania. Jeśli nadal używasz tej witryny bez zmiany ustawień plików cookie lub klikniesz "Akceptuj" poniżej, to wyrażasz na to zgodę.

Zamknij