W służbie Niepodległej. Janina Wehrstein – bohaterka drugiego planu.

niepodlegla-1
Ze zbiorów Janiny Wehrstein

W służbie Niepodległej. Janina Wehrstein - bohaterka drugiego planu.

Elżbieta Romanowska 23.11.2018

Solidarni!

Nasz jest ten dzień, a jutro jest nieznane,
Lecz żyjmy tak, jak gdyby nasz był wiek;
Pod wolny kraj spokojnie kładź fundament.
A jeśli ktoś nasz polski dom zapali,
To każdy z nas gotowy musi być,
Bo lepiej byśmy stojąc umierali,
Niż mamy klęcząc na kolanach żyć.
Solidarni,
Nasz jest ten dzień
Zjednoczmy się,
Bo jeden jest nasz cel.

- Hymn „Solidarności"

Janina Wehrstein jest osobą znaną i budzącą szacunek, nie tylko w Trójmieście. Walczyła o wolność człowieka, o poszanowanie jego poglądów, o szacunek dla jego osoby. Walka o prawa człowieka, a zwłaszcza o prawa więźnia stała się treścią jej życia. Walka trudna, która całkowicie ją pochłonęła, zabrała jej też życie osobiste. Mało jest ludzi, takich jak Janina Wehrstein bez reszty oddanych i wiernych swojej idei, bo do wolności potrzeba prawości i odwagi cywilnej, potrzeba konsekwencji i cierpliwości, która w swej pokorze jest deklaracją ludzi ambitnych, upartych, deklaracją nieugiętej nadziei.

Dziś nie ma już polskiego Lwowa

Janina Wehrstein urodziła się 30 września 1930 r. w miejscowości Stryj w województwie lwowskim. Ma straszą siostrę Barbarę. Jej ojciec, Władysław Wehrstein, był inżynierem, kapitanem rezerwy, właścicielem fabryki odlewni metali. Brał udział w wojnie 1920 r. Matka Wanda, była córką profesora, wykładowcy Politechniki Lwowskiej.

Tak wspomina swoje dzieciństwo: „Urodziłam się w innym świecie. W II Rzeczypospolitej, w niewielkim miasteczku Stryj opodal Lwowa. Trudno dziś oddać klimat, jaki panował w tak cudownym, tętniącym polskością mieście. Klimat tamtych deptaków, kawiarni i teatrów. Turkot dorożek i charakterystyczny dźwięk lwowskiej gwary. Miałam to szczęście, że byłam częścią tego świata, że mogłam obcować z żyjącymi wówczas ludźmi. Doświadczać tamtej epoki”.

Na wychowanie młodej Janiny zapewne wpływ miała atmosfera domu rodzinnego oraz osoba jej babci od strony ojca, właścicielki majątku Dobrowolany w województwie stanisławowskim, w którym Janina Wehrstein bywała z siostrą wielokrotnie. Matki nie pamięta, ponieważ rodzice byli rozwiedzeni.

Warto w tym miejscu przybliżyć sylwetkę ojca Janiny, Władysława Jana Wehrsteina. Urodził się 21 maja 1891 r. w Stryju. Tam też rozpoczął naukę w gimnazjum. Świadectwo maturalne otworzyło mu drogę na studia techniczne (budowa maszyn) na Politechnice we Lwowie. Był wówczas członkiem Polowej Drużyny Sokolej. W 1914 r. został powołany do armii austriackiej, służył w 9 pułku piechoty w szkole oficerskiej. Odbył też przeszkolenie wojskowe w szkole jednorocznych ochotników 10. Korpusu, otrzymując stopień chorążego. Na froncie rosyjskim został ranny i przebywał w niewoli. Po zakończonym leczeniu (miał strzaskaną rękę) służył w wojsku jako oficer stacyjny i adiutant. W 1918 r. został zwolniony z wojska w stopniu porucznika z powodu inwalidztwa.

Po zwolnieniu z wojska porucznik Wehrstein wstąpił do Polskiej Organizacji Wojskowej, która była tajną organizacją zbrojną utworzoną z inicjatywy Józefa Piłsudskiego. Został mianowany komendantem miasta Stryj. Jednak wskutek zajęcia miasta przez Ukraińców podjął działalność konspiracyjną. Używał pseudonimu „Rolanowski”. W październiku 1918 r. otrzymał nominację na zastępcę Obwodowego Komendanta POW Stryj, a miesiąc później był już komendantem obwodu. Zorganizował go na sposób wojskowy. Pomimo inwalidztwa kierował akcją zdobycia broni, brał czynny udział w poważniejszych akcjach dywersyjnych. W końcu grudnia 1918 r. został zdekonspirowany, a sąd polowy ukraiński wyznaczył wysoką nagrodę za jego głowę. W tej sytuacji zmuszony był ukrywać się, dlatego też komendę obwodem powierzył swojemu zastępcy por. Birkenmayerowi. Ponownie dowodził obwodem od 19 maja 1919 r. Osobiście kierował akcją bojową POW w walkach o oswobodzenie Stryja i okolicy. „We wszystkich działaniach wykazywał niezwykle zimną krew i odwagę, działając własnym przykładem na podkomendnych w najtrudniejszych momentach bojowych” – czytamy w jego opinii służbowej.

Następnie z rozkazu Komendy Likwidacyjnej POW objął komendę miasta już jako oficer Wojska Polskiego. W lipcu 1919 r. odbył kurs oficerów informacji w Sztabie Generalnym w Warszawie i został mianowany kierownikiem Ekspozytury Oddziału II Naczelnego Dowództwa w Stryju. W marcu 1920 r. w drodze rewizji lekarskiej przeszedł do rezerwy w stopniu kapitana. Za udział w walkach został odznaczony Orderem Odrodzenia Polski oraz Krzyżem Niepodległości z Mieczami. Trzy miesiące później, w lipcu 1920 r., zgłosił się jako ochotnik i brał udział w walkach o odbicie Stryja z rąk bolszewików. Po wojnie mieszkał i pracował w Stryju. Był przedsiębiorcą.

Świat, który pamięta Janinia Wehrstein zmienił wybuch II wojny światowej. „Świat, który znałam z hukiem się zawalił” – wspomina. Stryj znalazł się pod okupacją sowiecką. Władysław Wehrstein został zmobilizowany do wojska. Jednak po klęsce wrześniowej, nie ewakuował się wraz ze swoją jednostką do Rumunii, wrócił do domu. Wkrótce został aresztowany przez NKWD. „(…) Nocą [1 listopada 1939 r.] przyszło do nas do domu NKWD. To była dzicz. Inaczej nazwać ich nie można. Zachowywali się brutalnie, siłą wdarli się do domu. Wydzierali się na nas, wyzywali od «burżujów» , szamotali się z babcią. Wszystko pruli. Materace, poduszki, kanapy, fotele, a nawet ściany. Szukali kosztowności. Jak skończyli – zabrali tatę”.

Władysław Wehrstein był namawiany przez NKWD do współpracy. Żądano uruchomienia fabryki (która była wyposażona w nowoczesne technologie) na potrzeby zbrojeniowe Armii Czerwonej. Poczucie patriotyzmu miał we krwi. Odmówił. Dlatego jako „wroga ludu” wywieziono go w głąb Związku Sowieckiego. Jak się później okazało padł ofiarą zbrodni katyńskiej. Został zamordowany w Bykowni wiosną 1940 r. przez NKWD strzałem „katyńskim” (w tył głowy). Janina Wehrstein miała wtedy 10 lat.

Do wybuchu wojny niemiecko – sowieckiej w lecie 1941 r. Janina wraz z siostrą i babcią ukrywały się u rodziny ukraińskiej. Następnie wyjechały do ciotki do Lwowa. Tam rodzina zaangażowała się w pomoc prześladowanym w czasie wojny Żydom. Jak wspomina „Żydzi byli dla nas przede wszystkim bliźnimi, którzy znaleźli się w niebezpieczeństwie”. W 1943 r. wyjechały na Śląsk do Czechowic—Dziedzic.

Sowieckie „wyzwolenie”

„Sowieckie >wyzwolenie< w 1945 roku wyglądało koszmarnie. Wszędzie walały się trupy, a <wyzwoliciele< grabili, pili na umór i gwałcili kobiety. Musiałyśmy ukryć moją siostrę żeby nie wpadła w ich łapy. W 1946 r. przeniosłyśmy się do Gdańska, gdzie zamieszkałyśmy w porzuconym przez Niemców mieszkaniu. A raczej na jego gruzach. Po przejściu Armii Czerwonej Gdańsk był bowiem w ruinie. Gdańsk po wojnie był bardzo przygnębiającym, depresyjnym miejscem. Ktoś zrobił mi zdjęcie, jak stoję na stosie gruzów i trzymam w ręku cegłę. Taki właśnie był Gdańsk. Całkowicie zdemolowane, opustoszałe miasto, które próbowali odbudować zupełnie nowi mieszkańcy. Jednocześnie ludzie ci próbowali odbudować swoje – rozbite przez wojnę życie. Byłam jedną z nich. Skończyłam liceum wieczorowe, wkrótce znalazłam pracę w Dyrekcji Dróg Wodnych jako maszynistka. Jak miałam pierwsze pieniądze, wyprowadziłam się z domu i wynajęłam pokój. Wszystko zaczęłam od nowa”.

Gdańsk – moja mała ojczyzna, moje miejsce na ziemi…

Janina Wehrstein po raz pierwszy zetknęła się ze Służbą Bezpieczeństwa w 1956 r. Pracowała wtedy w Gdańskich Zakładach Drobiarskich (1954-1957) na stanowisku ekonomistki i brała udział w komunistycznej akademii na cześć Armii Czerwonej. Wtedy też została zatrzymana z powodu rzekomo niewłaściwego zachowania się na akademii. Nie pozwolono jej zdać matury w liceum wieczorowym. Jak zapisano w aktach była „obca klasowo”. Maturę zdała dopiero w 1967 r.

W 1970 r. w Gdańsku była naocznym świadkiem starć ulicznych. Wydarzenia te sprawiły, że postanowiła walczyć o wolną Polskę. Warto wskazać, że obchody rocznicy grudnia w latach 70. stały się okazją do integracji niezależnych środowisk i organizacji politycznych, wieców i manifestacji.

Przełomowe znaczenie dla Polski i Polaków miał wybór w 1978 r. Karola Wojtyły na papieża i jego słowa wzywające naród do „odnowienia oblicza polskiej ziemi” podczas pierwszej, w 1979 r., pielgrzymki do ojczyzny. Słowa papieża Jana Pawła II rozbudziły w narodzie nadzieję na odzyskanie wolności, na demokrację, na sprawiedliwość i odzyskanie ludzkiej godności.

Zmiany społeczno-polityczne w PRL zapoczątkowały wydarzenia lat 1980-1981. Latem 1980 r. doszło do masowych protestów i strajków, w lipcu w Lublinie i Świdniku, a następnie w sierpniu w Gdańsku, Szczecinie i na Śląsku. Janina Wehrstein razem z kolegami z Pracowni Konserwacji Zabytków w Gdańsku (pracowała tam w latach 1969-1982) chodziła pod stocznię. Największym osiągnięciem Sierpnia 1980 r. było powstanie pierwszego w całym bloku państw komunistycznych i niezależnego od rządu związku zawodowego „Solidarność”. Tak to wspomina: „Wyrwałam się z głębokiej depresji i znalazłam się w stanie euforycznym”. Wkrótce została aktywnym członkiem „Solidarności”. W Pracowni Konserwacji Zabytków założyli komórkę Związku. Jednak nie było im dane długo cieszyć się wolnością. 13 grudnia 1981 r. na terytorium Polski został wprowadzony stan wojenny, który rozpoczął trwający z różnym natężeniem, aż do 1989 r. okres masowych i indywidualnych represji skierowanych przeciwko społeczeństwu polskiemu. Dekrety stanu wojennego naruszały wszelkie prawa człowieka, tj. prawo do życia, wolności i bezpieczeństwa osobistego, prawo do pokojowych zgromadzeń i do swobodnego zrzeszania się, prawo pracy oraz prawo do swobodnej twórczości i udziału w życiu kulturalnym.

Wprowadzenie stanu wojennego spowodowało szereg protestów społecznych. W Trójmieście proklamowano strajki. Wszystkie większe zakłady pracy odmówiły przystąpienia do swoich obowiązków. W Gdańsku były to m.in.: Stocznia Gdańska im. Lenina, Gdańska Stocznia Remontowa, Centrum Techniki Okrętowej, Zakłady Rafineryjne, Port Gdański, Gdańskie Zakłady Elektryczne „Unimor”, Zakład Urządzeń Okrętowych, „Hydroster”, Przedsiębiorstwo Produkcji i Montażu Urządzeń Elektrycznych Budownictwa „Elektromontaż”, Zakład Okrętowych Urządzeń Elektrycznych i Automatyki „Elmor” oraz Zakłady Przetwórcze „Gdańsk”.

Strajkowała również pracownia Konserwacji Zabytków w Gdańsku w której pracowała Janina Wehrstein. 14 grudnia 1981 r. weszła ona w skład Komitetu Strajkowego. Warto wskazać, że członkowie „Solidarności”, którzy uniknęli aresztowania w pierwszych godzinach stanu wojennego, przystąpili do zdecydowanych działań przewidzianych przez Związek. Już 16 grudnia 1981 r. opozycjoniści zorganizowali manifestację pod Pomnikiem Poległych Stoczniowców. Siły porządkowe MO i ZOMO podjęły próby rozproszenia demonstrantów. Starcia te przybrały rozmiar regularnej bitwy ulicznej. Tak Janina Wehrstein wspomina tamte wydarzenia: „Tyraliera ruszyła w stronę tłumu. Niebieskie mundury, szare kaski, pały i tarcze z napisem ZOMO. Tupot grubych buciorów. Po chwili w naszą stronę z sykiem poleciały granaty gazowe. Ludzie zaczęli w panice rozbiegać się na wszystkie strony. Milicja nie robiła bowiem żadnej różnicy – kobieta czy mężczyzna – wszystkich tłukli bez litości. (…) Nagle zobaczyłam przy sobie wykrzywioną z nienawiści twarz. Piana na ustach i ordynarne przekleństwo. ZOMO-wiec dopadł do mnie i wymierzył mi potężnego kopniaka. Przewróciłam się na chodnik, a on zaczął mnie okładać pałą na oślep, z całej siły”.

Konsekwencją udziału Janiny Wehrstein w demonstracji było ciężkie pobicie przez funkcjonariuszy ZOMO i zwolnienie z pracy 30 czerwca 1982 r. z zakazem wstępu do zakładu z powodu „udziału w antypaństwowych zajściach”.

Po wyjściu ze szpitala nie zaprzestała działalności opozycyjnej. Roznosiła ulotki, rozdawała opozycyjne broszury, pisała artykuły dotyczące represjonowania członków „Solidarności”. W jej mieszkaniu została umieszczona drukarnia. Wydawano broszurę „Gryps”. Niestety jedna z osób, która odbierała ulotki doniosła do UB na cały skład drukarni, w tym i na Janinę Wehrstein. Spowodowało to jej zatrzymanie 12 sierpnia 1982 r., dzień później aresztowanie. Została osadzona w Areszcie Śledczym w Gdańsku. Powodem aresztowania było to, że „w okresie od stycznia 1982 r. do dnia aresztowania będąc członkiem „S” nie odstąpiła od działalności zawieszonego dekretem Rady Państwa związku, a ponadto w celu rozpowszechniania gromadziła, przechowywała nielegalne wydawnictwa o nazwie „Gryps”, „Antologia poezji ulotnej” i inne, zawierające fałszywe wiadomości, mogące wywołać niepokój publiczny oraz lżące naczelne organy państwowe PRL, w tym głównie osobę premiera rządu PRL, gen. Jaruzelskiego i nawołujące do nieposłuszeństwa porządkowi prawnemu obowiązującemu w PRL w okresie stanu wojennego, które to wydawnictwa rozpowszechniała na terenie Trójmiasta”.

Tak też było. Opozycjoniści nie dali się zastraszyć. Protestowali przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego, biciu strajkujących robotników i poniżaniu ich godności, przeciwko łamaniu elementarnych praw ludzkich, w różny sposób i w różnej formie (np. drukowano plakaty i kartki świąteczne, które miały dużą siłę oddziaływania na społeczeństwo).

ze zbioru Janiny Wehrstein

13 sierpnia 1982 r. Prokuratura Marynarki Wojennej w Gdyni wszczęła śledztwo przeciwko Janinie Wehrstein. Rodzina rozpoczęła intensywne starania o uchylenie środka zapobiegawczego, czyli o zwolnienie, by mogła odpowiadać z wolnej stopy. Obrońca oskarżonej przygotował do Sądu Marynarki Wojennej odpowiednie pismo. Jednak Sąd nie uwzględnił zażaleń zarówno oskarżonej i jej obrońcy. 31 maja 1983 r. Sąd Marynarki Wojennej w Gdyni przekazał sprawę (Sm.W.67/83) dotycząca Janiny Wehrstein i 7 innych osób do rozpoznania Sądowi Rejonowemu w Sopocie. 29 lipca 1983 r. tymczasowe aresztowanie zostało uchylone na mocy ustawy o amnestii z 21 lipca 1983 r. Wehrstein opuściła więzienne mury. Jednak nie na długo.

Po wyjściu z więzienia natychmiast zaangażowała się w działalność opozycyjną. W związku z tym 9 października 1985 r. ponownie został aresztowana. Powodem aresztowania było to, że „od 2.04.1984 do 9.10.1985 sporządzała matryce do druku wydawnictwa „Informator TKZ NSZZ „Solidarność” Gdańskiej Stoczni Remontowej, a także kolportowała, poprzez rozsyłanie w przesyłkach pocztowych, nielegalne wydawnictwa zawierające treści wyszydzające ustrój PRL i jego naczelne organy”. Sąd Rejonowy w Gdańsku postanowieniem z 8 września 1986 r. uchylił tymczasowy areszt i umorzył postępowanie przeciwko wyżej wymienionej na mocy ustawy o amnestii z 17 lipca 1986 r.

Oprócz tych dwóch rocznych odsiadek była często zatrzymywana przez UB na 48 godzin. Jak mówi zawsze starła się pozbyć „dowodów”, czyli ulotek i kompromitujących dokumentów, które miała przy sobie.

Aktywność opozycyjna Janiny Wehrstein nie ograniczała się tylko do roznoszenia ulotek. W 1986 r. zaangażowała się w działalność Komisji Interwencji i Praworządności NSZZ „Solidarność” prowadzonej przez Zofię i Zbigniewa Romaszewskich. Została jej aktywnym pełnomocnikiem na Gdańsk.

Należy pamiętać, że wprowadzenie stanu wojennego w Polsce spotkało się z negatywną i stanowczą reakcją władz zachodnich (przede wszystkim USA, Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii). Zachodnia opinia publiczna była jednym z powodów złagodzenia twardej polityki władz PRL-u wobec polskich obywateli. O zaprzestanie represji, o dialog i o poszanowanie praw polskiego narodu apelował Jan Paweł II w szczególności w trakcie swoich wizyt w Polsce w latach 1983-1987.

W tej sytuacji, w połowie lat 80. władze komunistyczne postanowiły zmienić sposób postępowania w stosunku do społeczeństwa polskiego. Zaprzestano internowania, wypuszczono na wolność większość więźniów politycznych. Jednak władza nie zrezygnowała z represjonowania opozycji. Postanowiono „zalegalizować” inne formy nękania społeczeństwa. Podstawowym przejawem represji było orzekanie przez kolegia do spraw wykroczeń wysokich kar grzywny, konfiskaty mienia oraz zastraszanie i zwalnianie ludzi z pracy. Represja ekonomiczna miała zastąpić przemoc fizyczną. Ubogie społeczeństwo nie było przygotowane na ponoszenie tak wysokich kosztów grzywien oraz brak środków utrzymania w przypadku utraty pracy. Podziemne struktury NSZZ „Solidarność” zareagowały na te nowe, uciążliwe formy represji.

Pomoc Komisji Interwencji i Praworządności polegała przede wszystkim na zapewnieniu potrzebującym obrony (adwokatów) przed sądami i kolegiami. Zapewniano także pomoc materialną osobom zwalnianym z pracy z przyczyn politycznych. „Głównie biegałam po sądach – mówi Janina Wehrstein. Po starciach ulicznych z milicją ludzie przychodzili do mnie i przekazywali mi informacje, kto tym razem został zatrzymany. Pędziłam wtedy na rozprawę i płaciłam grzywny za skazanych. To były zawrotne sumy – nawet 50 tysięcy złotych – i nikogo nie było na to stać. Wykupowałam ludzi dzięki funduszom przekazywanym >Solidarności< z zagranicy”. Ponadto wypłacano zasiłki strajkującym i ich rodzinom. Protestowano przeciwko brutalnemu biciu, zatrzymaniom i mandatom zastosowanym przez funkcjonariuszy MO i SB w stosunku do uczestników niezależnych manifestacji. Domagano się, by przemoc stosowana bezkarnie przez funkcjonariuszy MO i SB przestała być sposobem reagowania władzy na dające wyraz społecznym aspiracjom niezależne manifestacje. Pisma w tej sprawie kierowano do sejmu i rządu PRL.

Janina Wehrstein miała temperament wojownika. Walczyła. Pisała skargi do naczelnych władz państwowych na niewłaściwe działania funkcjonariuszy SB. W skardze z 7 kwietnia 1987 r. poinformowała przedstawicieli rządu, że 25 marca 1987 r. gdy wychodziła z budynku Wojewódzkiej Rady w Gdańsku, przy ulicy Okopowej została bez żadnego uzasadnienia zatrzymana (właściwie porwana, szarpana) przez funkcjonariuszy SB.

Należy zauważyć, że takie zachowanie funkcjonariuszy SB nie znajdowało uzasadnienia w obowiązujących przepisach prawa. Cele i zadania jakie postawiono przed SB w naszym kraju można było niewątpliwie wykonywać w sposób nie tylko nie narażający ludzkiej godności i nietykalności osobistej, ale winno się wykonywać metodami znajdującymi swoje uzasadnienie w regulaminach działania tego rodzaju służb.

W odpowiedzi na skargę otrzymała informację, że zarzuty wobec funkcjonariuszy SB są bezpodstawne. Jak pisano, czynności funkcjonariuszy SB były wykonywane na polecenie Prokuratury Wojewódzkiej w Gdańsku. Zatem to prokuratura zatwierdziła sposób i formę wykonania tych czynności.

Janina Wehrstein organizowała protestacyjne głodówki w sprawie uwolnienia więźniów politycznych. W grudniu 1987 r. w okresie Świąt Bożego Narodzenia w swoim mieszkaniu w Sopocie zorganizowała głodówkę w sprawie uwolnienia wszystkich więźniów politycznych, solidaryzując się z głodówką europejską. Oprócz Janiny Wehrstein głodowali: Wojciech Błażek, Jacek Fedor, Lech Parell, Klaudiusz Wesołek, Tomasz Żmuda-Trzebiatowski. W oświadczeniu napisano, że „Solidaryzując się z uczestnikami głodówki w krajach Europy przyłączamy się do protestu przeciwko więzieniu ludzi za przekonania”.

Sopot. Głodówka w mieszkaniu Janiny Wehrstein. Od lewej stoją Wojciech Błażek i Tomasz Żmuda Trzebiatowski, siedzą Jacek Fedor, Lech Parell, Janina Wehrstein i Klaudiusz Wesołek. Ze zbiorów Janiny Wehrstein
Ze zbiorów Janiny Wehrstein

Protestujący o głodówce poinformowali mieszkańców miasta. Za ten czyn Janina Wehrstein została ukarana przez kolegium do spraw wykroczeń wysoką grzywną. O sprawie poinformowała Komisja Interwencji i Praworządności NSZZ „Solidarność”: „Przed Kolegium Rejonowym w Sopocie odbyła się ponowna rozprawa przeciwko Janinie Wehrstein, obwinionej o rozpowszechnianie wiadomości o prowadzonej w jej mieszkaniu w okresie Świat Bożego Narodzenia głodówce w sprawie uwolnienia wszystkich więźniów politycznych, solidaryzującej się z głodówką europejską. W grudniu 1987 r. orzeczono grzywnę w wysokości 51 tys. zł. z zamianą na 90 dni aresztu. Sprawa ta znalazła się ponownie na wokandzie kolegium, gdyż stwierdzono fałszerstwo dokumentów: z akt znajdujących się w kolegium usunięto poprzez wymazanie gumką orzeczenia kary aresztu, a ponadto SB zażądała 30 tys. zł. nawiązki. Usłużne kolegium pod przewodnictwem Rity Korpulińskiej, która dawniej prowadziła bar piwny, a obecnie w ramach zapewne awansu społecznego zasiadła w kolegium orzekło grzywnę w wysokości 51 tys. zł., 20 tys. nawiązki i ogłoszenie wykroczenia w prasie”.

Od wyroku odwołała się do Komisji Urzędu Wojewódzkiego. Prośba o odwołanie nie została uwzględniona. Po wyjściu z rozprawy rewizyjnej została zatrzymana. O fakcie jej zatrzymania poinformowało Radio Wola Europa.

W 1988 r. wybuchła w Polsce kolejna fala strajków. W dniach 5 – 10 maja 1988 r. doszło do strajku w Stoczni Gdańskiej im. Lenina. Janina Wehrstein zorganizowała przy kościele św. Brygidy w Gdańsku punkt pomocy dla strajkujących i ich rodzin, przy ofiarnym wsparciu księdza Henryka Jankowskiego.

Janina Wehrstein działała również w obronie więźniów politycznych, udzielała im pomocy, opieki, poparcia w walce o ich prawa. W lutym 1989 r. napisała list otwarty do dyrektora Okręgowego Zarządu Zakładów Karnych w Gdańsku, płk. Janusza Walerzaka. Warto w tym miejscu zacytować fragmenty tego listu (tekst z zasobów Janiny Wehrstein).

„W >Głosie Wybrzeża< z dnia 14-15 stycznia 1989 r. ukazał się Pana wywiad pt.: >Za murem<, który warunki więzienne ukazuje zupełnie inaczej, niż jest to w rzeczywistości. Pozwalam sobie na takie stwierdzenie, bowiem dwukrotnie po rok czasu przebywałam w Areszcie Śledczym w Gdańsku jako więzień polityczny: raz w okresie 1982/1983 r. i po raz drugi 1985/1986. Z autopsji wiem jak w rzeczywistości przedstawia się pobyt w więzieniu – zresztą, zgodnie z twierdzeniem całej służby więziennej, która tego określenia używa nagminnie, że >więzienie to nie sanatorium<.

(…) Ażeby naprawdę wiedzieć jak jest w celi, trzeba tam najpierw przebywać, i to w bardzo różnych uwarunkowaniach, bowiem ocena z wysokości stołka dyrektorskiego, a także na podstawie informacji podległych pracowników, jest odległa od prawdy. Status więźnia politycznego, o który walczyliśmy wzbudził tylko wrogość w personelu więziennym.

Najbardziej drastycznym zjawiskiem jest permanentne odbieranie godności i zjawisko to ma miejsce na wszystkich szczeblach hierarchii personelu więziennego. W Areszcie Śledczym przebywają ludzie jeszcze nie osądzeni i nie wolno z góry zakłada

ich winy, a są traktowani z reguły jak potencjalni przestępcy. Już sama forma >ty< lub >wy< używana jest z ogromnym ładunkiem pogardy. Niestety, większość funkcjonariuszy używa też fatalnego języka, często wulgarnego, pełnego przekleństw i wyzwisk. Przemoc fizyczna jest właściwie wszechobecna - od popularnego popychania lub przeciągnięcia kluczem od drzwi po plecach, do bicia w celi dźwiękochłonnej w sposób wyrafinowany.

Jednym z najbardziej upokarzający faktów – to rewizje osobiste. W tej dziedzinie panuje zupełna samowola służby więziennej, a powoływanie się na regulamin powoduje dodatkowe dolegliwości. Stosowane rozbieranie do naga nawet wówczas, gdy szłyśmy do księdza nie znajduje wytłumaczenia w profilaktyce.

Myślę, że należy zachować zróżnicowanie w traktowaniu więźniów. Przecież więźniowie polityczni nie wymagają resocjalizacji, ich pobyt w więzieniu ma polegać jedynie na odosobnieniu od społeczeństwa. Pragnę zwrócić uwagę, że więzień z reguły traktowany jest jak oszust, kłamca itp. I nigdy nie ma racji. I w tym też należy szukać źródła, że funkcjonariusze służby więziennej postępują zupełnie samowolnie, a jakiekolwiek interwencje najczęściej powodują dalsze szykany.

(…) Regulamin przewiduje, iż tymczasowo aresztowani nie mogą przebywa

razem ze skazanymi, a tym bardziej recydywistami. W lutym 1986 roku przebywałam około trzech tygodni w jednej celi aż z pięcioma recydywistkami z Grudziądza i nie pomogły jakiekolwiek prośby, a w tym nawet o izolatkę. Pomogła dopiero osobista interwencja adwokata u naczelnika więzienia.

(…) na dyżurach w oddziale żeńskim przebywają również mężczyźni, a uwagi na temat ich zachowania zajęłyby wiele stron, poczynając od często chamskiego zachowania przy „kostce”. Procederem stosowanym nagminnie jest czytanie prywatnych listów więźniów, które wieczorem wykłada się na „kostkę”.

Cyklicznie przeprowadzane rewizje w celach tzw. kipisze to następny rozdział zupełnej samowoli, gdzie przy okazji niszczy się i tak skromne wyposażenie więźniów. W czasie takiej rewizji wyrzuca się dosłownie wszystko z miejsca, gdzie się znajdowało, prute są materace, niszczone listy i dokumenty – a najgorsze, że zabiera się rzeczy zupełnie dowolnie i bez powiadomienia właściciela.

W okresie jesienno-zimowym na spacery należy wychodzić w tzw. katanach, są to kurtki, które wiszą w oddzielnym pomieszczeniu, codziennie bierze kto inny. Powoduje to przenoszenie różnych chorób, a przede wszystkim wszy i brudu. W okresie mego pobytu doprowadziłyśmy do wizji lokalnej urzędnika z Komisji Penitencjarnej. Był to starszy pan, którego jedynym zadaniem było uznać, iż taki sposób użytkowania nie kłóci się z zasadami higieny. Na marginesie tej sprawy podkreślam, że urzędnicy z Komisji Penitencjarnej zawsze przyznają rację naczelnikowi więzienia i jego urzędnikom a zależność nie wymaga komentarzy.

(…) Znane są przypadki ciężkiego pobicia przez służbę więzienną – praktycznie wszystko im wolno. Więzień to człowiek pozbawiony praw – taka jest praktyka.

(…) dziedzina więziennictwa jest służbą specjalną i do niej powinni być dobierani ludzie nie tylko o dobrych walorach fizycznych, ale przede wszystkim o wysokiej moralności osobistej i predyspozycjach humanitarnych. Tylko wówczas więzienie nie będzie miejscem represji a resocjalizacji”.

List ten jest dokumentem walki w imię najszlachetniejszych zasad humanitaryzmu.

W kwietniu 1989 r. wraz z dużą grupą opozycjonistów brała udział w pierwszej legalnej manifestacji pod Pomnikiem Ofiar Grudnia. W drodze powrotnej przy budynku komitetu wojewódzkiego PZPR spotkali uzbrojony oddział ZOMO, który ochraniał budynek. Istniało niebezpieczeństwo konfrontacji opozycji z funkcjonariuszami ZOMO. Chcąc zapobiec zamieszkom Janina Wehrstein stanęła pomiędzy opozycją a funkcjonariuszami i zaczęła nawoływać do spokoju. Udało jej się opanować nastroje. Wydarzenia te zostały uwidocznione na zdjęciu.

Ze zbiorów Janiny Wehrstein

Rok 1989

„I wreszcie przyszedł rok 1989. Rok kończący naszą walkę. Rok zwycięstwa. Naprawdę trudno mi opisać uczucia, które mi wówczas towarzyszyły. Po tylu latach walki, tylu wyrzeczeniach i szykanach, które musieliśmy znosić. To jednak my wygraliśmy! Udało się obalić komunę. A przecież jeszcze niedawno ludzie uważali nas za marzycieli, fantastów. Uważali, że nie mamy najmniejszych szans w starciu z władzą. Bez wątpienia rok 1989 był rokiem triumfu. Gdybym miała w jednym słowie ująć to, co wówczas czułam, powiedziałabym – euforia”.

Janina Wehrstein od 1991 r. pozostaje zaangażowana w działalność Stowarzyszenia Penitencjarnego „Patronat”. Jest członkiem zarządu Stowarzyszenia w Warszawie, kieruje jego Oddziałem w Gdańsku. Aktywnie współpracuje z jednostkami penitencjarnymi Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Gdańsku. Jest współzałożycielką Rodziny Katyńskiej. Za swoje zasługi została uhonorowana Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.



Opracowano na podstawie

  • Relacja Janiny Wehrstein (w zbiorach autorki);

  • Wojskowe Biuro Badań Historycznych, kserokopie dotyczące Władysława Jana Wehrsteina udostępnione przez Janinę Wehrstein;

  • S. Cenckiewicz, Pomorze Gdańskie i Kujawy, [w:] Stan wojenny w Polsce 1981-1983, red. A. Dudek, Warszawa 2003;

  • L. Biernacki, A. Kazański, NSZZ „Solidarność” Region Gdański, [w:] NSZZ „Solidarność” 1980-1989, t. 3: Polska Północna, red. Ł. Kamiński, G. Waligóra, Warszawa 2010;

  • Anna Herbich, Dziewczyny z Solidarności, Warszawa 2016;

  • Internowani i uwięzieni w stanie wojennym, red. T. Kuropierz, J. Neja, Katowice-Warszawa 2018.


Strona do prawidłowego działania używa cookies Więcej informacji

Informacja prawna: Ustawienia plików cookie na tej stronie internetowej są ustawione na "zezwalaj na pliki cookie", aby zapewnić Ci jak najlepsze wrażenia z przeglądania. Jeśli nadal używasz tej witryny bez zmiany ustawień plików cookie lub klikniesz "Akceptuj" poniżej, to wyrażasz na to zgodę.

Zamknij