Sądowe poczucie humoru
Pani Maria S. zamieszkała (w latach osiemdziesiątych) w Krakowie utrzymywała siebie i swoje dzieci z tego, że posiadała w miejscowości Ż. w pobliżu Krakowa kawałek gruntu (niewiele ponad 1 ha). Połowę jego zajmował sad, a drugą połowę plantacja truskawek. Tak jabłka, jak i truskawki dostarczała do skupu wedle zawartej umowy kontraktacyjnej.
Od paru lat usilnie a bezskutecznie starała się w Urzędzie Dzielnicowym w Krakowie o kartki żywnościowe, jako, że ona i jej dzieci nie mogły ciągle jeść samych jabłek z truskawkami (tym bardziej, że były zakontraktowane). Głównym i jedynym argumentem odmowy władz było to, że posiadała ona grunt i mogłaby tam hodować trzodę i bydło a nie jabłka i truskawki. Argumentów pani S., że posiada tylko „goły” grunt bez żadnych zabudowań gospodarczych i nie stać ją na wzniesienie zabudowań niezbędnych dla takiej hodowli, a w ogóle to ona mieszka w Krakowie – nie podzielił również Prezydent Krakowa, nie uwzględniając jej odwołań.
Pani S. chcąc jednak koniecznie karmić swe dzieci mięsem, wbrew woli władz administracyjnych m. Krakowa zwróciła się jesienią 1986 r. do Naczelnego Sądu Administracyjnego ze skargą na decyzję prezydenta. Sąd niestety nie przyznał jej racji twierdząc, że nie można przyznać kartek na podstawie § 5 ust. 3 w zw. z § 6 ust. 3 uchwały Rady Ministrów z 27 grudnia 1985 r. o reglamentacji żywności. Sąd przejął się jednak sytuacją rodziny skazanej - zgodnie z prawem - na odżywianie się jabłkami i truskawkami zamiast mięsem, gdyż w uzasadnieniu wyroku przeszedł samego Salomona. Nie mogąc przyznać wieprzowiny i wołowiny zaproponował pani S., by na swym gruncie hodowała drób, który też jest mięsem, a wzniesienie dla niego budynków gospodarczych nie wymagałoby wielkich nakładów finansowych. Wysoki Sąd stwierdził dalej, że pani S. należałyby się kartki, gdyby była w podobnej sytuacji do innej osoby, tym razem z Gdańska, która w analogicznej sytuacji kartki dostała, gdyż na terenie Gdańska obowiązywał zakaz hodowli drobiu. W miejscowości Ż. zakaz taki nie obowiązywał i dlatego rodzina pani S. nie przez władze została skazana na odżywianie się jabłkami i truskawkami, lecz przez własną preferencję gospodarczą.
Przedstawiona historia nie była niestety wcale żartem, była najprawdziwszą w każdym szczególe.
A. Hercog, J. Mroczek,W. Zabłocki, Pargraf. Ostatnie lata PRL, Kraków 1998