Prymasowski Komitet Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i Ich Rodzinom
„Komitet na Piwnej”
Panie z Prymasowskiego Komitetu Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i Ich Rodzinom obstawiły wszystkie kolegia. W torebkach trzymały pieniądze na grzywnę, bo gdyby jej natychmiast nie zapłacić, zatrzymany manifestant czy kolporter trafiał na trzy miesiące do aresztu. Milicjant wychodził na korytarz i pytał:
Czy jest ktoś w sprawie Kowalskiego?
Ja, jestem ciotką.
Cała rodzinę ma pani w kryminale?
Zaczęło się spontanicznie. W nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r., milicja wyciągnęła z domów prawie pięć tysięcy osób. Rano zapanował chaos. Nikt nie wiedział, kogo i gdzie internowano, nie działały telefony i była godzina policyjna. Zdezorientowane i zrozpaczone rodziny zgłaszały się do kościołów.
Wzięli męża
Nocą tatę wyprowadziła milicja
Wyszła z nimi tak jak stała
Rankiem 13 grudnia 1981 roku w kościele św. Anny – siedzibie duszpasterstwa akademickiego i duszpasterstwa środowisk twórczych, w kościele św. Marcina, w siedzibie Związku Literatów Polskich, a zapewne także i w wielu innych miejscach powstawać zaczęły pierwsze listy uwięzionych.
Ktoś zaczął spisywać nazwiska aresztowanych. Ktoś przyniósł paczkę z jedzeniem, inny ubranie, jeszcze inny, ot tak, przyszedł zapytać, czy w czymś pomóc. Trzeba było nazwiska internowanych przekazać wolontariuszom.
Stan wojenny zdelegalizował wszystkie stowarzyszenia, związki i wiele instytucji. Kościoła zdelegalizować nie było można. Świątynie stały się naturalnym miejscem, które skupiło rodziny aresztowanych, ściganych i tych, którzy chcieli im pomóc.

Opozycja zwróciła się do przyjaznego od lat kościoła św. Marcina i położonego przy nim klasztoru ss. franciszkanek.
Kościół św. Marcina był przyjazny środowisku opozycji już od dawna. W maju 1977 roku tu właśnie pod opieką rektora kościoła, księdza profesora Bronisława Dembowskiego i zajmujący tutejszy klasztor sióstr franciszkanek, jedenaście osób przez tydzień prowadziło głodówkę w proteście przeciwko przetrzymywaniu w więzieniu robotników Ursusa i Radomia, a także aresztowanych właśnie działaczy Komitetu Obrony Robotników. Ta głodówka przyniosła bardzo pozytywne skutki. Opozycja udowodniła, że pomimo wielu politycznych nurtów i różnorodnych korzeni jej działaczy, wobec władzy będzie występowała solidarnie. Nie bez znaczenia był też fakt oddania się pod opiekę Kościoła katolickiego.
Cztery lata później opozycja znów zwróciła się do księdza Dembowskiego i sióstr franciszkanek. W związku z delegalizacją wszystkich stowarzyszeń, związków i instytucji, jedynym miejscem gdzie można było swobodnie gromadzić informacje i organizować zbiórkę rzeczy na pomoc dla internowanych był kościół. „Do klasztoru przyszli znani mi ludzie z prośbą o pozwolenie na złożenie paczek. Dobre siostry pozwoliły. Kilka dni zmieniło się w kilka lat” – wspominał rektor kościoła św. Marcina, ksiądz profesor Bronisław Dembowski.

Już w pierwszych dniach stanu wojennego w wielu różnych środowiskach uświadomiono sobie, że tylko Kościół katolicki, jedyna nie rozbita siła społeczna nadać może tym rozproszonym, bezradnym poczynaniom mocne ramy organizacyjne.
14 grudnia 1981 r. grupa pracowników Instytutu Podstawowych Problemów Techniki PAN podjęła decyzję o zorganizowaniu pomocy uwięzionym i ich rodzinom. Dzień później, 15 grudnia, przekazano na ręce ks. Józefa Maja w kościele św. Anny prośbę do prymasa Józefa Glempa o powołanie przez Kościół akcji pomocy z udziałem osób świeckich. Tego samego dnia, we wstępnej rozmowie z ks. Bronisławem Piaseckim, sekretarzem prymasa, ks. Józef Maj zaproponował powołanie oficjalnego Komitetu Pomocy.
Dwa dni później, 17 grudnia najbardziej zaangażowani zgromadzili się w Kurii przy ulicy Miodowej, by zastanawiać się wspólnie pod przewodnictwem ks. bpa Władysława Miziołka, co trzeba i można zrobić. Jak pisał Władysław Rodowicz: „W pewnym momencie do zebranych przyszedł ks. Bronisław Piasecki i powiedział:>Jesteście Prymasowskim Komitetem Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i Ich Rodzinom<. Tak więc prymas kardynał Józef Glemp dekretem z 17 grudnia 1981 roku powołał do życia instytucję, którą łączyła jedna idea: pomoc ludziom ciężko poszkodowanym przez stan wojenny. Powstał Komitet Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i Ich Rodzinom zwany również „Komitetem na Piwnej”.

Zorganizowanie Komitetu hierarcha polecił biskupowi Władysławowi Miziołkowi i mianował go przewodniczącym. Zastępcą został kapelan franciszkanek z kościoła św. Marcina, ks. Bronisław Dembowski, sekretarzem ks. Józef Maj. Siedzibą Komitetu była Kuria MetropolitalnaWarszawska w Warszawie przy ulicy Miodowej 17.

W dekrecie powołującym Komitet znalazł się zapis, iż Komitet stanowią „kapłani Archidiecezji Warszawskiej, którzy mają prawo dobrać sobie jako pomocników kompetentne osoby świeckie”. Miało to na celu zapewnienie bezpieczeństwa współpracownikom w razie ingerencji władz. Pracownicy Komitetu, indagowani, wzywani na przesłuchania, wypytywani przy różnych okazjach o szczegóły pracy w Komitecie, powoływali się później na brak kompetencji, twierdząc, że mają tylko wąski zakres zleconych im spraw, i to na ogół o znaczeniu podrzędnym. Mogli utrzymywać, że osobą kompetentną do udzielania odpowiedzi o pracy Komitetu był przewodniczący ksiądz biskup Miziołek i to do niego należało się zwracać. Z tej propozycji nigdy nie skorzystano.
Działalność
Struktura organizacji wewnętrznej Komitetu tworzyła się stopniowo, w miarę jak dyktowały to potrzeby. Na początku powstały sekcje informacji i ewidencji oraz sekcja segregująca paczki i dary. Panie z „Komitetu na Piwnej” musiały działać sprawnie. Zdarzało się, że gdy wychodziły, nie mogły unieść wszystkich siatek z darami, milicja wyciągała przecież ludzi z domu czasem tylko w koszulach nocnych i ze szczoteczką do zębów.

Potem były sekcje: pomocy prawnej, rodzin, łączności z diecezjalnymi ośrodkami pomocy, porządkowa oraz archiwum i apteka. W lutym 1982 roku powstała sekcja wyjazdów do internowanych, potem do uwięzionych.
Ligia Iłłakowicz-Grajnert wspomina po latach: „Trzeba było dużo sprytu, żeby przekonać naczelnika więzienia aby nie wyrzucił z gabinetu.
Próbowano rożnie, poziom nie był najwyższy: O, aloes stoi na oknie! Taki zdrowy…itp.
Trzeba było w miarę uprzejmie, w miarę grzecznie, ale stanowczo. Trzeba było ich przekonać, że Polska Ludowa się nie wywróci od jednej dostarczonej paczki. Od razu ocenić z kim się ma >przyjemność<. Zdarzały się wyjazdy dramatyczne. Na przykład do Barczewa, gdzie trwała głodówka. Głodowało kilkunastu więźniów. W gabinecie był naczelnik, jego zastępca i dwóch panów z Warszawy z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Nasz warunek: chcemy zobaczyć więźniów. Paczki tak, więźniów nie. Potem ulegli. Przeprowadzili bardzo wygłodzonych dzielnych mężczyzn, którzy chcieli spełnienia 23 postulatów. Początkowo na nic się nie zgadzali. Nie zastanawiając się walnęłam pięścią w stół, aż rozsypały się leżące tam papiery. Dalej spokojnie rozmawialiśmy. Władze więzienne przyjęły ubrania, leki i żywność (obiecali doręczyć po zakończeniu głodówki). Wyjechaliśmy. Ruszyliśmy jeszcze tego samego dnia do następnego więzienia. Zdziwiło nas, że późną nocą było otwarte i oświetlone. Dyrekcja czekała na nas.
Opowiedziałam, że naczelnik to gruba, czerwona ropucha. Wydrukowano to w parsie podziemnej. Potem w innym więzieniu usłyszałam od innego naczelnika: Też mnie pani opisze jako czerwoną ropuchę? Złożyłam 350 wizyt w więzieniach”.

Od pierwszych dni stanu wojennego interwencje w sprawach osób represjonowanych podejmował bp. Władysław Miziołek, a następnie sekretarz Episkopatu Polski arcybiskup Bronisław Dąbrowski. Interwencje te odbywały się w czasie rozmów z wysokimi przedstawicielami władz państwowych. Pierwsze rozmowy księdza biskupa miały miejsce w Ministerstwie Sprawiedliwości już 24 grudnia 1981 roku i 9 stycznia 1982 roku. W styczniu i lutym 1982 roku Komitet zbierał informacje i przekazywał je przewodniczącemu który występował z prośbą do władz o zwolnienie ciężko chorych internowanych, małżeństw posiadających małe dzieci, a na skutek aresztowania rodziców, oddanych pod opiekę obcych ludzi lub domów dziecka, osób znajdujących się w trudnej sytuacji rodzinnej, załamanych psychicznie.
Działalność Komitetu prowadzono na wielu polach: odwiedzano internowanych działaczy „Solidarności”. W latach 1981-1986 otoczono indywidualną opieką ponad 16 tys. takich osób. Udzielono wsparcia około 15 tys. osób zwolnionych z pracy za sympatyzowanie z „Solidarnością”, pośredniczono przy rozdawnictwie darów napływających zza granicy dla represjonowanych, wysłano ponad 100 transportów samochodowych z pomocą rzeczową, wysłano ponad 200 tys. paczek do ośrodków internowania lub do rodzin osób internowanych, wydano ponad 8, 7 tys. jednorazowych zapomóg finansowych, kilkadziesiąt stałych, comiesięcznych stypendiów – najczęściej dla rodzin lub dla osób zwolnionych z pracy, udzielono ponad 100 różnej wartości pożyczek jednorazowych (później w zdecydowanej większości umorzonych) przeznaczonych na tworzenie samodzielnych warsztatów pracy, pokryto kary pieniężne dla ponad 3 tys. osób, nałożone najczęściej za udział w demonstracjach w wysokości od 15 tys. zł wzwyż, za pośrednictwem Komitetu wyjechało na emigrację ponad 2,7 tys. osób.

W pracach Komitetu uczestniczyło wiele osób – zarówno duchownych, np. ks. Jerzy Popiełuszko), jak i świeckich – przede wszystkim członków i sympatyków zdelegalizowanego przez władze NSZZ „Solidarność”. Z Komitetem w Warszawie współpracowało na zasadzie wolontariatu około 500 osób, poza stolicą około 300, w tym najliczniej, bo około 60 we Wrocławiu.
Z Komitetem warszawskim współpracowało 16 Komitetów diecezjalnych, które zostały powołane przez biskupów ordynariuszy, i 7 Komitetów samodzielnych powołanych za zgodą właściwych terenowo biskupów przez księży diecezjalnych, poza diecezjami drohiczyńską, lubaczowską i łomżyńską, gdzie ich funkcjonowanie uznano za zbędne.
24 września 1983 r. (po zniesieniu stanu wojennego) Komitet przemianowano na Prymasowski Komitet Charytatywno-Społeczny, który działał dalej w swojej siedzibie na Piwnej do połowy września 1986 roku, gdy ostatni więzień stanu wojennego wyszedł na wolność.
Należy podkreślić, że Komitet udzielał pomocy wszystkim potrzebującym – niezależnie od ich światopoglądu, wyznania, przynależności organizacyjnej, a z czasem zapewniano także pomoc więźniom kryminalnym.
Władysław Rodowicz
Codzienne kierowanie Komitetem Kościół powierzył osobie świeckiej - z doskonałym przygotowaniem konspiracyjnym – Władysławowi Rodowiczowi. Władysław Rodowicz trzy lata wojny spędził w obozach Majdanka i Oświęcimia, jego stryjeczny brat Jan Anoda Rodowicz został zamordowany przez władze stalinowskiego reżimu, a rodzony brat Stanisław Rodowicz od tych samych władz dostał wyrok śmierci, którego uchylenie miało według zapewnień przesłuchującego go ubeka zależeć od tego, czy Władysław podejmie współpracę z UB. To doświadczenie Władysława Rodowicza uprawniało do traktowania dekretów Rady Ocalenia Narodowego z pełną powagą.
„To najpiękniejszy okres mojego życia. Tak spontanicznego odruchu ludzi, którzy przynosili dary i poświęcali czas, nie widziałem już nigdy potem. Przyjeżdżał autem człowiek, udostępniał siebie jako kierowcę, samochód i benzynę. A przecież wiedział, że wkażdej chwili może być za to aresztowany i jeszcze skonfiskują mu auto” – wspominał Rodowicz.
Rodowicz wprowadził zasady. Każdy wiedział, co ma robić, czego się od niego oczekuje i nic poza tym. Inną ważną zasadą był absolutny zakaz podejmowania działań politycznych. Zasada z konspiracji: jeśli przechowujesz Żydów, nigdy nie przechowuj również broni. „Oczywiście dalej to robili”. Ostrożność była konieczna. Komitet był solą w oku reżimu i władze próbowały infiltrować Piwną. Czasem ubekom udało się dostać do środka. Pytali np., jak można zapisać się do „Solidarności” albo jak się skontaktować ze Zbigniewem Bujakiem – wówczas najbardziej poszukiwaną przez władze osobą w Polsce. Do klasztoru przychodzili nawet Waldemar Chmielewski i Grzegorz Piotrowski. Rodowicz przypomniał sobie o ich wizytach, oglądając relację z procesu zabójców księdza Jerzego Popiełuszki.
Atak
Począwszy od grudnia 1981 aż do 1989 roku nie ustawały liczne represje i zagrożenia w naszym życiu społecznym. Ale i sam Komitet stał się obiektem ataku. 3 maja 1983 roku ubrani po cywilnemu funkcjonariusze brygady antyterrorystycznej MO, dowodzeni przez Edwarda Misztala i Janusza Smugę napadli na klasztor na Piwnej. Wyłamując drzwi od ogrodu, niszcząc część magazynu leków, wdarli się do środka i pobili pracujących tam współpracowników Komitetu. Sześciu z nich porwano i wywieziono poza Warszawę, nocą wyrzucając w lesie z samochodu. „Był względny spokój, szykowaliśmy się do wyjścia. Jeszcze tylko archiwizacja, zebrać dokumenty, nagle ktoś wpadł z krzykiem: Napad! Przez okno wrzucono wielki kamień – wspominała Ligia Iłłakowicz-Grajnert.
Pracownicy Komitetu złożyli doniesienia w prokuraturze, sprawcy zajścia zrobili to także.
Ligia Iłłakowicz –Grajnert tak zapamiętała jedno z pierwszych przesłuchań w tej sprawie. „Młody prokurator bardzo się wstydził i przepraszał, ale:
Muszę pani zadać to pytanie.
O co mu chodzi, przecież wiek ma napisany w papierach - myślała.
W końcu, po długim milczeniu zapytał
Czy pani ich biła?
Wkrótce po tym zdarzeniu, 12 maja został zatrzymany przez milicjantów i śmiertelnie pobity w komisariacie przy ulicy Jezuickiej Grzegorz Przemyk, syn Barbary Sadowskiej, poetki, współpracownicy Komitetu.

Ogromnym wstrząsem było porwanie i morderstwo 19 października 1984 roku księdza Jerzego Popiełuszki, współpracującego z Komitetem w pomocy potrzebującym.
Tak wspominał księdza Jerzego Popiełuszkę Władysław Rodowicz: „(…) poznałem Go [księdza Jerzego Popiełuszkę] dopiero wiosną 1982 roku. Zajęty pracą przy stole zareagowałem skinieniem głowy na przywitanie wchodzącego młodego człowieka w dżinsach i kurtce, który poszedł w głąb pokoju, umówiony widać z kimś na rozmowę. Weszła następna osoba i stojąc w drzwiach zapytała, czy nie było tu księdzaPopiełuszki. Nie – mówię - żadnego księdza tu nie widziałem. Na to ten młody człowiek odwrócił się i powiedział: Jestem, słucham. Tak się poznaliśmy. Od pierwszego spotkania, od pierwszej chwili znajomości miało się przeświadczenie, że to ktoś bezpośredni i bliski”.
Komitet na Piwnej istniał 10 lat, zmieniał tylko formę i skalę działania.
W. Rodowicz, Komitet na Piwnej, Warszawa 1994
B. Noszczak, Kościelne Komitety Pomocy Więzionym, Internowanym, Represjonowanym i ich Rodzinom w: Encyklopedia Solidarności [on-line].encysol.pl[dostęp 5 I 2020]
AAN, Prymasowski Komitet Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i Ich Rodzinom