Proces komandorów Marynarki Wojennej przed Najwyższym Sądem Wojskowym (18-21 VII 1952)
W latach 1949 – 1953 organa Informacji Wojska Polskiego aresztowały 2665 osób, w tym 518 oficerów, 713 podoficerów, 1139 szeregowych i 295 osób cywilnych. Efektem były najczęściej sfingowane procesy i mordy sądowe na bardzo wielu niewinnych ludziach, w tym na 20 wyższych oficerach Wojska Polskiego. Do najbardziej znanych spraw należy sprawa gen. Stanisława Tatara i 47 spraw pochodnych (tzw. odpryskowych). Śledztwa w tych sprawach były niewyobrażalnie okrutne, a oskarżeni byli niewinni, co stwierdzono sądownie po październiku 1956 r.
Wspaniała „ósemka”
Komandor Stanisław Mieszkowski, ówczesny dowódca floty wojennej, były szef Sztabu Głównego Marynarki Wojennej, uczestnik obrony Wybrzeża, jak zwykle wyszedł rano 20 października 1950 r. na spacer z psem. Ze spaceru powrócił tylko pies. Komandor został aresztowany. Jego aresztowanie związane było z absurdalnym zarzutem udziału w kontrrewolucyjnej organizacji działającej w Marynarce Wojennej (art. 86 par 1 i 2 kk WP) i zajmującej się szpiegostwem (art. 7 mkk). Był jednym z pięciu, którym 21 lipca 1952 r. odczytano wyrok śmierci, jednym z trzech, którym odmówiono prawa łaski. Miesiąc wcześniej, w niedzielę 18 września wieczorem kmdr por. Zbigniew Przybyszewski, zasłużony obrońca Wybrzeża z 1939 r., dowódca słynnej baterii helskiej, której siła i celność ognia dawały się we znaki „Kriegsmarine” i zgrupowaniom pancernym w rejonie Kępy Oksywskiej, wyjechał nocnym pociągiem do Warszawy. Wielokrotne starania o zwolnienie ze służby w MW zostały wreszcie przyjęte. Wezwano go do sztabu dla załatwienia jakoby ostatecznych formalności. Pojechał i już nie wrócił. Kmdr. por. Roberta Kasperskiego, szefa sztabu floty wojennej przebywającego z żoną w sanatorium w Kudowie, wezwano telegraficznie do Gdyni na dwa dni. Telegram zapewniał, że o te dwa dni urlop będzie mu przedłużony. Wyjechał, został zatrzymany na dworcu w Gdańsku, w nocy z 5 na 6 lutego 1951 r. Był kolejnym z pięciu, którym 21 lipca 1952 r. odczytano wyrok śmierci, jednym z dwóch, którym udało się przeżyć. 7 maja 1951 r. aresztowany został najmłodszy oficer „grupy siedmiu” kmdr ppor. Wacław Krzywiec – szef tyłów OWR Głównej Bazy, były dowódca „Błyskawicy”, aktywny uczestnik obrony Wybrzeża odznaczony Krzyżem Virituti Militari V klasy, wielki entuzjasta spraw morskich, bez reszty oddany zawodowi oficera marynarki. Siedem miesięcy później 10 i 11 grudnia nie wrócili do swych domów dwaj inni oficerowie: szef wydziału MW Sztabu Generalnego WP w Warszawie kmdr Jerzy Staniewicz i jego zastępca kmdr por. Kazimierz Kraszewski. Pierwszy z nich, wybitny oficer sztabowy - nie powrócił już nigdy. 13 grudnia 1951 r. aresztowany został w swoim gabinecie ostatni z „grupy siedmiu” – kmdr Marian Wojcieszek – szef sztabu głównego MW, były dowódca dywizjonu artylerii przeciwlotniczej na Helu z okresu walk wrześniowych, kawaler Krzyża Virtuti Militari V kl. Jeden z najstarszych stopniem i najbardziej doświadczonych oficerów marynarki. Wytypowanych do procesu było więcej. Jednak jeden z nich, kmdr Adam Rychel, zastępca szefa Sztabu Głównego MW po okrutnym śledztwie, ze względów zdrowotnych nie był w stanie brać udziału w procesie.
Cała „ósemka”, to ludzie o najwyższych w swoim rodzaju kwalifikacjach fachowych. Ludzie, których imion z historii nie da się wymazać. Wszyscy byli absolwentami Oficerskiej Szkoły Marynarki Wojennej w Toruniu. Dodatkowo ukończyli specjalistyczne kursy ujawniające ich osobiste predyspozycje, u większości artyleryjskie. Odbyli praktyki, w tym zagraniczne, francuskie i angielskie. Brali udział w obronie Helu wedle najlepiej sobie znanych specjalności. Po wojnie powrócili do służby w ludowym Wojsku Polskim, otrzymali wysokie, kluczowe stanowiska dowódcze. Jednak dla nowej władzy okazali się „niewygodni politycznie”.
„Wy szpion, wy zdradili naszu Polszu”
Organa Informacji Wojskowej, prowadzące śledztwo triumfowały. Zgodnie z ustaloną przez nie koncepcją, miały już w swoim ręku całe kierownictwo działającej na Wybrzeżu w Marynarce Wojennej „nielegalnej organizacji kontrrewolucyjnej” podległej bezpośrednio „grupie Tatara” i uprawiającej szpiegostwo. Teraz pozostało już tylko „udowodnić” oskarżonym ich udział w organizacji, sporządzić akt oskarżenia i wykonać wyrok. Zabrano się do tego z całą energią, nie pozostawiając żadnych złudzeń co do metod jakimi udowodniona będzie „wina” oskarżonych. Nadzór nad śledztwem sprawował płk Antoni Skulbaszewski - cyniczny oprawca z Informacji Wojskowej, który bezwzględnością przewyższał swoich podwładnych. Jeden z komandorów zapamiętał na zawsze słowa Skulbaszewskiego rzucone w trakcie przesłuchania: „Wy szpion, wy zdradzili naszu Polszu”.
Postępowanie przygotowawcze w sprawie komandorów nacechowane było wyjątkową brutalnością i całkowitym zlekceważeniem procesowych i osobistych praw aresztowanych. Brak dowodów w sprawie tłumaczono naukami, jakich udzielał naczelny prokurator Kraju Rad, Andrej Wyszynski, oskarżyciel w głównych procesach politycznych. Najbardziej drastyczną była jego teza „przyznanie się do winy jest dowodem winy”. 22 miesiące trwało nieludzkie śledztwo wobec komandora Przybyszewskiego, zanim zgodził się wreszcie rozpocząć swe ostanie zeznanie od wykutej na pamięć formuły: „Jestem szpieg i zdrajca ojczyzny”. Rok i dziewięć miesięcy katowano komandora Mieszkowskiego, zanim „przyznał” się do wszystkich czynów, wyliczonych w fikcyjnym akcie oskarżenia. Wiele razy tracił przytomność kmdr ppor. Krzywiec w wyniku metod śledztwa stosowanych wobec niego przez mjr. Eugeniusza Niedzielina – zwyrodniałego funkcjonariusza Informacji Wojkowej. Kmr por. Kasperski był „badany” osobiście przez płk. Skulbaszewskiego. Ponad siedem miesięcy trwało śledztwo wobec pozostałych oficerów prowadzone niemal w identycznych warunkach i przy użyciu tych samych metod.
Ci, którzy przeżyli śledztwo i więzienie, niechętnie wracali wspomnieniami do tych koszmarnych dni. I tak jeden z komandorów opowiadał o metodach śledztwa: „Metody były jednakowe, ordynarne wyzwiska i deptanie ludzkiej godności, przymus fizyczny i moralny, prowokacja, oszczerstwo i zakłamanie, doprowadzenie oskarżonych do zupełnej utraty woli, do szaleństwa, w którym łatwo było uzyskać podpis pod fałszywym zeznaniem lub przyznaniem się do nie popełnionych przestępstw… za cenę chwili spokoju. Długimi miesiącami łamano ludzkie charaktery i sumienia. Siano strach i przerażenie. Rodzima odmiana beriowszczyzny przeżywała swój niesławny triumf”. Dlatego, że im bardziej oskarżenie było niezgodne z prawdą, tym okrutniejsze było śledztwo.
Kmdr. Adamowi Rychelowi zarzutu przynależności do nielegalnej organizacji nie postawiono, żądano tylko obciążenia aresztowanych wcześniej kolegów. 10 grudnia 1951 r. został wysłany do Bydgoszczy z jakimiś rzekomo ważnymi papierami. Tam został zatrzymany na dworcu i odesłany samochodem do Gdyni, do prokuratury Marynarki Wojennej. Otrzymał trzy dni do namysłu - albo do soboty w południe zezna co trzeba i wróci do żony i dwóch małych synków albo…Nie musiał się namyślać. Poczucie lojalności miał we krwi. 13 grudnia 1951 r. został aresztowany. Po kilku dniach spędzonych w areszcie został przewieziony do Warszawy. Urwał się z nim wszelki kontakt. Przeszedł okrutne śledztwo. W maju 1952 r. żona otrzymała od niego list. Pisał w liście, że jest w Tworkach. Pojechała do Warszawy do Informacji Wojskowej, jednak nie zobaczyła męża. W tym samym czasie – jak się później dowiedziała - przyszło polecenie do Tworek przewiezienia męża do szpitala psychiatrycznego we Wrocławiu. W rozprawie komandorów, która toczyła się w dniach 18-21 lipca 1952 r. przed Najwyższym Sądem Wojskowym w Warszawie nie mógł wziąć udziału. Choroba była poważna. W sierpniu 1953 r. został zwolniony. Wrócił zrujnowany fizycznie i psychicznie. W czerwcu 1956 r. otrzymał dokumenty rehabilitacyjne, uprawniające do zaopatrzenia inwalidzkiego. Odmówił, przysłaną zapomogę pieniężną dwukrotnie odesłał. Nie chciał od „nich” nic. Powoli wydobywał się psychicznie, ale zrujnowane zdrowie fizyczne okazało się nie do naprawy. Zmarł 3 listopada 1958 r. mając niespełna 49 lat. Został pochowany na oksywskim cmentarzu.
Śledztwo w sprawie komandorów trwało do 8 lipca 1952 r. Na początku lipca 1952 r. odczytano oficerom Marynarki Wojennej wspólny akt oskarżenia. Odczytano, nie zaś doręczono do zapoznania się. Ile z tych meandrów prawniczego żargonu mógł zapamiętać oskarżony. Bardzo mało. Wtedy też prokurator Marynarki Wojennej komdr Leonard Azarkiewicz mógł zameldować Naczelnemu Prokuratorowi Wojskowemu gen. Stanisławowi Zarakowskiemu gotowość oskarżonych do rozprawy.
Proces
18 lipca 1952 r. rozpoczął się przed Najwyższym Sądem Wojskowym w Warszawie proces komandorów. Składowi sędziowskiemu przewodniczył płk Piotr Parzeniecki z sędziami płk. Marianem Krupskim i ppłk. Teofilem Karczmarzem. Na ławie oskarżonych zasiedli; kmdr Stanisław Mieszkowski, kmdr por. Jerzy Przybyszewski, kmdr por. Wacław Krzywiec, kmdr Marian Wojcieszek, kmdr Jerzy Staniewicz, kmdr por. Robert Kasperski i kmdr por. Kazimierz Kraszewski. Oskarżonym odmówiono prawa do obrony.
Proces toczył się przy drzwiach zamkniętych. Sądownictwo tajne istniało w wojsku. Wspomina o tym Tadeusz Pióro analizując „procesy odpryskowe” w poszczególnych rodzajach sił zbrojnych. Autor pisał, że procesy te odbywały się metodą sądów kapturowych. Do „»sali sądowej» wchodził «Wysoki Sąd»- złożony z jednego sędziego, prokuratora i protokolanta - prowadzony przez oficera informacji wojskowej – po wyznaczonej marszrucie - tak samo był wyprowadzany. Rozprawy trwały krótko. O obronie nie było mowy, podsądnym – jeśli byli przy tym – udowodniono bez trudu udział w spisku w wojskowym”. Prokuratorzy wojskowi doskonale wiedzieli, że wnioski o wykluczenie jawności rozprawy będą uwzględniane przez sąd bez najmniejszego sprzeciwu. Dlatego, że jak mówili funkcjonariusze informacji (mjr Mateusz Frydman): „Informacja to potęga, sąd spełnia jej polecenia i zawsze musi się do jej żądań zastosować”. Procesy odpryskowe odbywały się w podziemiach budynku Informacji Wojskowej dlatego, że obawiano się – pomimo poddawania oskarżonych „odpowiednim zabiegom przygotowawczym”, aby tak wyreżyserowana rozprawa nie została zepsuta jakimś „nieodpowiednim wybrykiem” podsądnych.
Proces komandorów zakończył się 21 lipca 1952 r. wyrokiem nr Sn 14/52 . Wszyscy zostali skazani z art. 86 kk WP i 7 mkk. Mieszkowski, Przybyszewski, Staniewicz, Wojcieszek, Kasperski zostali skazani na kary śmierci, Kraszewski, Krzywiec na karę dożywotniego więzienia.
Skazani na kary śmierci złożyli prośby o rewizję. Przybyszewski nie chciał. Namawiany przez kolegów – zgodził się, pod warunkiem, że w piśmie rewizyjnym nie będzie słowa proszę. Był zbyt dumny aby prosić. I nie było. Już 12 sierpnia 1952 r. Zgromadzenie Sędziów NSW wyrok utrzymało w mocy. Należy przypuszczać, że decyzja ta została podjęta w ciągu najwyżej kilkunastu minut. Wokanda tego dnia przewidywała rozpatrzenie jeszcze osiemnastu innych spraw. Żony skazanych (obecne w Warszawie podczas „kiblowej” rozprawy, ale oczywiście nie wpuszczone na nią), natychmiast przystąpiły do heroicznej, czasami desperackiej walki o życie mężów. Nachodziły osobiście i pisemnie różne instytucje: od ówczesnego dowódcy Marynarki Wojennej rosyjskiego wiceadmirała Wiktora Czerokowa, przez Naczelną Prokuraturę Wojskową, Komitet Centralny PZPR, po kancelarię Bolesława Bieruta.
Rada Państwa decyzją z 19 listopada 1952 r. nie skorzystała z prawa łaski w stosunku do Mieszkowskiego, Staniewicza i Przybyszewskiego, zamieniła karę śmierci na dożywotnie więzienie Wojcieszkowi i Kasperskiemu. O nie skorzystaniu z prawa łaski co do Staniewicza Naczelny Prokurator Wojskowy gen. Zarakowski zawiadomił płk. Wilhelma Świątkowskiego, prezesa Najwyższego Sądu Wojskowego dopiero 10 grudnia 1952 r., co do Przybyszewskiego i Mieszkowskiego jeszcze dwa dni później, bo 12 grudnia 1952 r. Praktyka wstrzymywania (zawieszania) prawomocnych wyroków śmierci była nagminna. Dlatego, że cel jakiemu służyła rzeczywiście był jeden: wydobycie ze skazanych dalszych zeznań i wyjaśnień niezgodnych z prawdą. W okresie od 19 listopada 1952 r. do 12 grudnia 1952 r. kmdr por. Mieszkowski - pomimo, że już wcześniej zarówno w śledztwie jak i na rozprawie odwołał wszystkie zeznania jako nieprawdziwe i inspirowane przez informację – był dodatkowo przesłuchiwany. Świadczy o tym notatka służbowa z 11 grudnia 1952 r., podpisana przez oficera śledczego Informacji Wojskowej: „Skazany Mieszkowski był przesłuchiwany dnia 9, 10 i 11 grudnia 1952 r. Podczas przesłuchania Mieszkowski oświadczył, że (…) zeznania złożone przez niego w śledztwie i na rozprawie sądowej nie odpowiadają prawdzie i zostały przez niego zmyślone. (…) Stwierdził on, że nie będzie zeznawać o konspiracji w Marynarce Wojennej (sic!) gdyż takowej nie było i została zmyślona przez organa informacji. Na żadne pytania związane z konspiracją nie chciał dać odpowiedzi”.
12 grudnia 1952 r. Wojcieszek i Kasperski zostali wyprowadzeni z celi śmierci. Tego dnia widzieli pozostałych trzech kolegów po raz ostatni wśród żywych. 12 grudnia 1952 r. wykonano wyrok śmierci na Staniewiczu, cztery dni później, 16 grudnia, na Mieszkowskim i Przybyszewskim. Jeszcze w grudniu tego roku Kasperskiego i Wojcieszka przetransportowano do Wronek. Tam spotkali przeniesionych wczesną jesienią Kraszewskiego i Krzywca.
Proces komandorów był zaledwie jednym z „odprysków” największej bodaj w dziejach PRL-u prowokacji wojskowo-sądowniczej. Przed Najwyższym Sądem Wojskowym, pod zarzutem utworzenia „organizacji dywersyjno-szpiegowskiej” stanęły w sumie w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych 93 osoby: 38 oficerom wymierzono karę śmierci (wyłącznie w procesach odpryskowych), 20 wyroków wykonano, 14 otrzymało karę dożywotniego więzienia, 8 karę 12 lat więzienia, 6 karę dziesięciu lat więzienia. Uniewinniono jednego oficera.
Rehabilitacja
W kwietniu 1956 r. Naczelny Prokurator Wojskowy złożył w Najwyższym Sądzie Wojskowym wniosek o wznowienie postępowania w sprawnie SN 14/52 i 24 tego miesiąca Najwyższy Sąd Wojskowy wydał postanowienie o uchyleniu wyroku z 21 lipca 1952 r. Trzem żyjącym jeszcze komandorom doręczono pismo Naczelnej Prokuratury Wojskowej (L.dz. Pn.43/56/II) z 26 kwietnia 1956 r. następującej treści: „Zawiadamiam, iż prowadzone przeciwko Obywatelowi postępowanie karne o przestępstwo z art. 86 par. 1i 2 kkWP i art. 7 w zw. z art. 15 par. 2 mkk, postanowieniem Naczelnej Prokuratury Wojskowej z dnia 26 kwietnia 1956 r. Nr Pn. 43/56/II zostało umorzone z braku dowodów winy”. Pieczęć i nieczytelny podpis.
Najbardziej chyba cynicznym aspektem „rehabilitacji” było wznowienie postępowania sądowego, a następnie umorzenie sprawy „z braku dowodów winy”. Pozwalało to na domniemanie, że podejrzany popełnił przestępstwo, ale nie zdołano mu tego udowodnić. Skazani w licznych procesach politycznych w latach 1944-1956 nie zostali zrehabilitowani całkowicie, tylko nielicznym udało się uzyskać pełną, prawną rehabilitację.
Opracowano na podstawie: Archiwum Akt Nowych, Prokuratura Generalna, sygn. 4/556;
J. Poksiński, „TUN”. Tatar – Utnik – Nowicki. Represje wobec oficerów Wojska Polskiego w latach 1949-1956, Warszawa 1992;
J. Poksiński, Victis honos. „Spisek w wojsku„, Warszawa 1994;
Protokół z narady partyjnej aktywu partyjnego Najwyższego Sądu Wojskowego i Zarządu Sądownictwa Wojskowego, przeprowadzonej z udziałem szefa Głównego Zarządu Politycznego gen. bryg. (Janusza) Zarzyckiego i zastępcy szefa GZP WP płk. (Bronisława) Bednarza w dniach 20 i 21 listopada 1956, [w:] J. Poksiński, „My sędziowie nie od Boga…” Z dziejów Sądownictwa Wojskowego PRL 1944-1956. Materiały i dokumenty, Warszawa 1996;
P. Semków, Informacja Marynarki Wojennej w latach 1945-1957, Warszawa 2006; W. Tkaczew, Organa Informacji Wojska Polskiego 1943-1956, Warszawa 2007;
A. Pietrzak, Główny Zarząd Informacji wobec flagowców 1949-1956, Warszawa 2011;
S. Cenckiewicz, Długie ramię Moskwy. Wywiad wojskowy Polski Ludowej 1943-1991, Poznań 2011.
E. Romanowska, Karzące ramię sprawiedliwości ludowej. Prokuratury wojskowe w Polsce w latach 1944-1955, Warszawa 2012.